Ruszył proces w sprawie wybuchu gazu, po którym zawalił się budynek probostwa w Szopienicach. Oskarżony o nieumyślne doprowadzenia do eksplozji 75-latek nie chciał składać wyjaśnień w obecności mediów. Rozprawa była jawna, ale media nie mogą relacjonować jej przebiegu.
Niemal rok po wybuchu gazu w budynku należącym do parafii ewangelicko-augsburskiej w Szopienicach przed Sądem Rejonowym Katowice-Wschód stanął Edward Dziurawiec. Oskarżony zgodził się na publikację swojego wizerunku i danych osobowych, ale nie chciał dzisiaj składać wyjaśnień. – Złożę wyjaśnienia, ale nie w towarzystwie mediów – stwierdził Edward Dziurawiec.
27 stycznia 2023 roku w wybuchu gazu w budynku przy ul. Bednorza zginęły jego żona i córka, 69-letnia Halina oraz 40-letnia Elżbieta. Prokurator odczytał akt oskarżenia. Zgodnie z nim oskarżony „sprowadził bezpośrednie niebezpieczeństwo eksplozji gazu ziemnego poprzez dopuszczenie do jego nagromadzenia w stężeniu wybuchowym w zamieszkanym przez siebie mieszkaniu nr 3” oraz „nieumyślnie sprowadził zdarzenie zagrażające życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w wielkich rozmiarów”. – Czym spowodował częściowe zawalenie się budynku probostwa, a także naruszenie czynności narządów ciała i rozstrój zdrowia na okres powyżej 7 dni u małoletnich Małgorzaty U. i Diany U., a także naruszenie czynności narządów ciała Piotra Ucińskiego na okres poniżej 7 dni – odczytał prokurator Marcin Cyprys-Gaudyn z Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
Zostali bez domu i samochodu
Oskarżony od samego początku nie przyznaje się do winy i dzisiaj również to potwierdził. Sędzia przypomniała wyjaśnienia składane przez niego w toku śledztwa, które Edward Dziurawiec podtrzymał. Po tym na pytania sądu, oskarżycieli i obrońcy odpowiadali pokrzywdzeni Piotr Uciński i Joanna Ucińska. To wikary parafii w Szopienicach i jego żona, którzy z dwójką dzieci mieszkali w lokalu pod nr 1 w budynku probostwa. Ich córki przebywały długo w szpitalu, a rodzina domaga się zadośćuczynienia, żeby dziewczynki mogły rozpocząć terapię. Ponadto wnioskowali dzisiaj o pokrycie kosztów za samochód marki Skoda Octavia, który został w eksplozji całkowicie zniszczony. Domagają się 100 tys. złotych.
Proces jawny, ale nie do końca
Ich zeznań również nie możemy opublikować, ponieważ sędzia wyraziła zgodę na „wyemitowanie treści przebiegu dzisiejszej rozprawy w zakresie wyjaśnień oskarżonego i zeznań świadków” dopiero po tym, jak zapadnie wyrok w I instancji. – Rozprawa jest jawna, ale z uwagi na konieczność zabezpieczenia przebiegu prawidłowego toku postępowania, w tym konieczności przesłuchania wielu świadków wskazanych w akcie oskarżenia, a którzy nie mają i nie mogą mieć wiedzy o tym, co się dzieje na rozprawie przed ich przesłuchaniem, ta emisja nie może nastąpić wcześniej – uzasadniła Anna Seweryn, sędzia Sądu Rejonowego Katowice-Wschód. Zarówno wikary, jak i jego żona szczegółowo opowiedzieli o tym, jak z ich perspektywy wyglądał dzień, w którym doszło do wybuchu.
Adwokat będzie chciał uniewinnienia
Jedynie obrońca Edwarda Dziurawca zdecydował się odpowiedzieć na pytania mediów w trakcie przerwy w rozprawie. – W aktach sprawy nie ma w tej chwili żadnego dowodu, który jednoznacznie wskazywałby na winę mojego klienta. Będziemy tutaj walczyć o uniewinnienie – mówi adwokat Michał Płowecki.
Jak wykazało śledztwo, przyczyną eksplozji w budynku probostwa był wypływ gazu do pomieszczeń mieszkalnych zajmowanych przez rodzinę oskarżonego. Zdaniem prokuratora, co poparła opinia biegłego z zakresu gazownictwa, oskarżony celowo rozszczelnił instalację gazową w swoim mieszkaniu. To doprowadziło do wypływu gazu. Jednak nie ustalono, czy doprowadzenie do wybuch było wynikiem celowego działania, czy przypadku. Prokuratura nie wykazała, że oskarżony doprowadził do śmierci żony i córki, ponieważ według biegłego kobiety zatruły się wcześniej lekami i to mogła być zasadnicza przyczyna ich śmierci. – Brak jest podstaw do przyjęcia, iż osoby te żyły w momencie wybuchu – informowała prokuratura, gdy skierowała do sądu akt oskarżenia.
Nie płacili, ale mieszkali
Rodzina Dziurawiec miała podjąć decyzję o rozszerzonym samobójstwie. Jeszcze przed tragicznym zdarzeniem do mediów dotarł list pożegnalny, w którym żona i córka oskarżonego wyjaśniały, że było to zaplanowane samobójstwo. Powodem decyzji kobiet o pozbawieniu życia miał być konflikt z ks. Adamem Maliną, proboszczem parafii w Szopienicach. O tym sporze opowiadał wyemitowany w maju 2020 roku materiał w programie Interwencja. Ksiądz Malina został pozwany przez rodzinę mieszkającą wtedy w lokalu na parterze kamienicy przy ul. Bednorza 20. Chodziło o to, że jedna z dwóch ofiar wybuchu przez kilkanaście lat pracy jako kościelna nie miała opłacanych składek ZUS. Jak tłumaczył w programie Polsatu duchowny, cała trójka mogła mieszkać w budynku plebanii w zamian za pracę na rzecz kościoła. Jednak później już żaden z członków rodziny nie był związany z parafią i nie pełnił obowiązków kościelnego. Zdaniem proboszcza, w takiej sytuacji rodzina powinna się wyprowadzić. Pod wpływem sporu miał podejmować próby eksmisji rodziny, która nie płaciła za nic poza rachunkiem za prąd.