Reklama

Wiceprezydent Katowic chwali się rewitalizacją ulicy Mariackiej

Grzegorz Żądło
Dyskusja na temat rewitalizacji miast, która odbyła się podczas Europejskiego Kongresu Małych i Średnich przedsiębiorstw, pokazała jak różne są podejścia prezydentów śląskich i zagłębiowskich miast do tego zagadnienia. Część z nich zdaje się w ogóle nie rozumieć o co w tym wszystkich chodzi.

To na pewno była jedna z ciekawszych dyskusji podczas kongresu MŚP. Wzięli w niej udział m.in. Andrzej Kotala (prezydent Chorzowa), Damian Bartyla (prezydent Bytomia), Piotr Kuczera (prezydent Rybnika), Waldemar Bojarun (wiceprezydent Katowic), Marcin Bazylak (wiceprezydent Dąbrowy Górniczej) i Hanna Zdanowska (prezydent Łodzi).

Najwięcej do powiedzenia w sprawie rewitalizacji powinien mieć Damian Bartyla. Rządzony przez niego Bytom dostał 100 mln euro z Obszaru Strategicznej Interwencji. Pierwotnie za dużą część tych pieniędzy Bartyla chciał zbudować kompleks sportowy ze stadionem, lodowiskiem i basenem. Nie pozwolił mu na to urząd marszałkowski. Do tej pory prezydent Bytomia uważa, że to był błąd. – Nie wiem dlaczego w nowej perspektywie unijnej nie ma dofinansowania do budowy obiektów sportowych – mówił Bartyla i dodawał, że teraz musi „główkować” na jakie miękkie projekty wydać 45% przyznanej kwoty. – Jak połączyć wyburzenie 100 budynków,  a tyle mamy w mieście do usunięcia, z projektem miękkim? Mamy dać ludziom kilofy, żeby sami burzyli? To jest absurd.

Bartyla przekonywał, że za obecną złą sytuację Bytomia odpowiedzialne jest państwo, które zlikwidowało kopalnie i dało górnikom gotówkę do ręki. – Bardzo niewielki procent z nich spożytkowało te odprawy np. na założenie firmy. Te pieniądze nie zostały wydane efektywnie. Wielu moich kolegów ze szkoły nie może wyjść z alkoholizmu, a część już opuściła ten świat.

Zdaniem prezydenta Bytomia, państwo powinno dać instrumenty, żeby zmusić ludzi do pracy. – Obserwuję w Bytomiu już trzecie pokolenie, które przywykło do bezrobocia. Bezrobotny w Bytomiu dysponuje 15 dyplomami ukończenia różnych szkoleń, które nic nie dają.

Dawid Kostempski, prezydent Świętochłowic, pytał co się stanie po zakończeniu finansowania inwestycji z unijnych pieniędzy. – Francja czy Niemcy są dobrymi przykładami. Tam samorządy lokalne mogą liczyć na wsparcie rządu i landów.

Inne spojrzenie na rewitalizację ma Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi. – Łódź to nie kilka kopalń, tylko 130 fabryk, które upadły niemal w jednym czasie. Całe rodziny znalazły się na bruku. Zaczynaliśmy od 35% bezrobocia, teraz mamy 8% – mówiła Zdanowska, dając do zrozumienia śląskim samorządowcom, że nie można przez lata tłumaczyć problemów likwidacją kopalń. – Łódź realizuje duży program rewitalizacji śródmieścia, które jest w tragicznym stanie. Większość budynków jest zabytkowa, więc o wyburzeniach nie ma mowy. Potrzebne są olbrzymie nakłady, żeby przywrócić je do życia. Co najgorsze, mieszkają w nich ludzie. W centrum Łodzi są toalety na podwórkach. Jak mówić o rewitalizacji społecznej, kiedy nie potrafię zapewnić ludziom podstawowych wygód?

Prezydent Łodzi nie podziela też obaw śląskich samorządowców, że koniec unijnych dotacji będzie oznaczał koniec rewitalizacji. – Rewitalizacja ma przywrócić życie, w wielu aspektach. Ona ma zafunkcjonować w ten sposób, że dzięki wyłożonym pieniądzom, znaczna część społeczeństwa zaangażuje się i np. stworzy firmy. Z drugiej strony, „zejdzie” z obciążenia jakim jest pomoc społeczna. Trzeba ludzi wyprowadzić z biedy i ubóstwa – przekonywała Zdanowska.

Jej zdaniem, rewitalizacja społeczna musi mieć charakter punktowy. Każda osoba z problemami powinna mieć asystenta rodzinnego, który pomoże w takich sprawach jak kontrola wyjść do pracy, ale też dopilnuje, żeby w domu był ciepły posiłek.

Prezydent Chorzowa Andrzej Kotala największy problem widzi za to w zagospodarowaniu terenów poprzemysłowych. – O ile tereny górnicze są w miarę proste, o tyle mamy problem z około 100-hektarowym obszarem po Hucie Kościuszko. Sam zakład zajmuje cześć centrum miasta. Nowa ustawa o rewitalizacji bardzo ogranicza dostęp do pieniędzy na rewitalizację terenów poprzemysłowych.

Waldemar Bojarun, wiceprezydent Katowic podkreślał, że Katowice są przykładem udanej rewitalizacji w kilku obszarach miasta. – Musieliśmy zdefiniować Katowice na nowo. To było nasze największe wyzwanie. Oparliśmy proces rewitalizacji o dwa aspekty: infrastrukturę i zmianę mentalności mieszkańców. Zostały przyjęte konkretne zadania.

Bojarun wspomniał o strefie kultury, jako największej rewitalizacji w historii miasta. – Drugim, mniejszym projektem, na który warto zwrócić uwagę, jest ulica Mariacka. W ciągu trzech lat udało się zmienić charakter tej ulicy, dzięki programowi „Spotkajmy się na Mariackiej”. Projekt ten zupełnie zmienił charakter centrum miasta. Wcześniej ludzie nie mieli po co przychodzić do centrum. Dzięki zaangażowaniu wielu stron to się zmieniło.

Prezydent Rybnika Piotr Kuczera zwracał uwagę na to, że w procesie rewitalizacji władza powinna słuchać mieszkańców, ale też sama sugerować pewne rozwiązania. – Na początku XXI wieku powstały w centrum Rybnika dwie galerie handlowe i zupełnie zmieniła się oś komunikacyjna mieszkańców. Dotychczasowa główna ulica handlowa pomiędzy Rynkiem i kościołem św. Antoniego straciła na znaczeniu. Staraliśmy się dotrzeć do właścicieli lokali i zasugerować kilka podstawowych rzeczy, takich ja wydłużenie godzin otwarcia. Otworzyliśmy na deptaku instytucję, którą nazwaliśmy „Halo Rybnik”. To centrum informacji turystycznej, w którym można się też napić kawy. Deptak znów odżył.

Samorządowcy zwracali też uwagę na konieczność prowadzenia konsultacji z mieszkańcami. Marcin Bazylak, wiceprezydent Dąbrowy Górniczej mówił, że nie wszędzie da się wprowadzić partycypację. – Nie wszyscy są na to przygotowani, zarówno ze strony administracji, jak i mieszkańców i partnerów. Nie wszyscy mają te same cele. Często w środowisku lokalnym są konflikty, które są ukryte. Najczęściej mieszkańcy są chętni do zabierania głosu w momencie, kiedy narusza się ich przestrzeń i interesy.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*