Reklama

Reaktywacja szkół. Niewielkie zainteresowanie rodziców i sprzeciw związkowców

Łukasz Kądziołka
Szkoły w Katowicach szykują się do powrotu najmłodszych uczniów. Wychowawcy dzwonią do rodziców, ale na razie niewiele osób jest zainteresowanych. Prezes katowickiego ZNP uważa, że otwieranie szkół to błąd.

Podczas ostatniej konferencji prezes Mateusz Morawiecki ogłosił termin powrotu części uczniów do szkół. Zgodnie z zapowiedziami ma to nastąpić 25 maja. Tego dnia, po trwającej od ponad dwóch miesięcy przerwie, uczniowie klas od 1 do 3 wrócą do szkół.
Katowice od razu po tej informacji zwróciły się do szkół z pytaniem o liczbę zdecydowanych na powrót dziecka rodziców. – Taką diagnozę już wychowawcy robią wśród swoich klas, wśród rodziców dzieci. W zależności od tego, będziemy też takie zaplecze w szkole przygotowywać zgodnie z wytycznymi GIS – mówi Beata Kalinowska, dyrektor Zespołu Szkół i Placówek nr 2 w Załężu. Ukazała się już cała lista zasad, jakie mają obowiązywać w szkole. W dużej części pokrywają się one z wytycznymi, które obowiązują w żłobkach i przedszkolach. Klasy zostaną podzielone na 12-osobowe (w uzasadnionych przypadkach 14-osobowe) grupy. W salach na jedną osobą ma przypadać co najmniej 4 m kw. Do grupy powinie być przyporządkowany ten sam nauczyciel i ta sama sala. To tylko niektóre z wymagań. Pełną listę otrzymały już wszystkie placówki. – My jesteśmy tym drugim etapem, który już jest łatwiejszy, bo droga jest przecierana – mówi Kalinowska. Jednak nauczyciele będą tu mieli sporo pracy. Przynajmniej na razie chętnych do posłania dziecka do szkoły rodziców nie ma zbyt wielu. – Po rozmowie z niektórymi wychowawcami, jeżeli chodzi o małe dzieci, będzie to nieduża grupa. Dlatego chyba skupimy się tylko na zajęciach opiekuńczych – mówi dyrektorka ZSiP nr 2.

To oznacza, że garstka uczniów może przychodzić na zajęcia do szkoły, a pozostali zostaną w domu i nadal będzie trzeba prowadzić naukę zdalną. Jak mówi Anna Kij, rzeczniczka prasowa Kuratorium Oświaty w Katowicach, możliwości jest wiele. – Może być taka sytuacja, że zajęcia w szkole ma z grupą dzieci sześcioletnich tylko ich nauczyciel, zarówno dydaktyczne jak i opiekuńcze. Natomiast zajęcia zdalne dla uczniów tej właśnie klasy prowadzi nauczyciel innej klasy, który tych zajęć dydaktycznych w szkole nie prowadzi. Tutaj nie ma jakichś uniwersalnych rozwiązań. Każdy dyrektor musi, w zależności od tego jaką ma sytuację i ilu rodziców zdecyduje się wysłać dzieci, podjąć decyzję i na bieżąco modyfikować – tłumaczy Kij.

Zdaniem związkowców zamieszanie wokół otwarcia przedszkoli i żłobków pokazało już, że decyzja została podjęta zbyt wcześnie. Podobnie ma być ze szkołami. – Czy my chcemy otworzyć szkoły? Na pewno nie. Czy my chcemy wykorzystać ten czas, żeby przećwiczyć to zdalne nauczanie? Tak, jak najbardziej. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie wykorzystało szansy na to, żeby wprowadzać dobre praktyki i żeby dokonywać zmian – mówi Jerzy Szmajda, prezes katowickiego oddziału ZNP. Dodaje, że w województwie śląskim szkoły nie powinny być otwierane tak jak w innych regionach, bo dzieci i młodzież nie będą się stosowali do wytycznych i zachowywali dystans. – Taka decyzja ma uzasadnienie w terenie, gdzie nie ma nowych zakażeń i nie ma podwyższonego ryzyka – mówi Szmajda.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*