Reklama

„Nivea jest dobra na wszystko”. Pierwszy krem polskiej produkcji powstał w Katowicach

Pierwszy katowicki produkt znaleziony przez Wojciecha Mszycę. Puder dla dzieci wyprodukowany między 1925 a 1930 rokiem.

Łukasz Kądziołka
„Używany stale usuwa zmarszczki i chropowatości, wydelikatnia za jednym natarciem przez noc”. Tak reklamował się pierwszy katowicki krem Nivea. Teraz o tym wątku w historii marki stworzonej przez żydowskiego biznesmena z Gliwic przypomina mieszkaniec os. Paderewskiego. To tu zaczęła się polska historia niebieskiej puszki z białym napisem.

Kilkanaście lat temu, na targu staroci w Bytomiu Wojciech Mszyca znalazł dwa pudełeczka po plastrach. Właśnie od plastra leczniczego produkowanego w Hamburgu zaczął się wielki biznes Oskara Troplovitza. To też przedmiot, który dał początek kolekcji mieszkańca Katowic.

Oskar Troplovitz był Żydem urodzonym w Gliwicach i twórcą kremu Nivea. W 1890 roku kupił zadłużoną i zatrudniającą niewielu pracowników firmę od Paula Carla Beiersdorfa, który opatentował plastry medyczne, a nowy właściciel produkcję rozwinął. – Troplovitz uszanował to i firmę nazwał Beiersdorf & Co. Nie pchał się ze swoim nazwiskiem. Był świetnym człowiekiem. Taki menedżer, Europejczyk, niesamowicie światły – mówi Mszyca. 110 lat temu, w grudniu 1911 roku, pojawił się pierwszy krem Nivea. Już 3 lata później był obecny na kilku kontynentach. Krem można było kupić m.in. w USA, Brazylii, Rosji, Indiach, Chinach, Japonii i Australii. Niemal od razu produkt pojawił się też na ziemiach polskich. Początkowo nie wyglądał zachęcająco.

 

Na wieczku znajdował się wizerunek sternika, który później wykorzystano przy polskiej produkcji. Tyle, że w Poznaniu marynarza zastąpił lotnik. Jednak przełomowy stał się znany do dzisiaj design. Napis NIVEA zmieniał się na przestrzeni lat, ale dzisiaj każdy zna białe litery na niebieskim tle. Były różne dopiski. Na niektórych opakowaniach można przeczytać, że krem Nivea „w domu i w sporcie pielęgnuje skórę„, a na innych, że po prostu jest „dla dzieci„. Teraz nie potrzeba podpowiadać klientowi. Kiedy trzyma w ręku okrągłe metalowe pudełko, to nie ma wątpliwości, że jest to krem Nivea.

W Katowicach krem można było kupić jeszcze zanim ktokolwiek myślał o tym, że tu powstanie pierwsza polska fabryka produktów Troplovitza. Tuż po wypuszczeniu na rynek kremu Ernst, kuzyn Oskara, zaczął sprzedawać go w aptece na rogu ulicy 3 Maja i pl. Wolności (po ponad 100 latach lokal nadal ma to samo przeznaczenie). Po tym jak nasz kraj ponownie pojawił się na mapie, a Katowice stały się jego częścią, w mieście powstała pierwsza polska fabryka.  W 1925 roku drogista z Wrocławia Maksymilian Małuszek, który przeniósł się do Katowic, założył fabrykę przy ul. Piotra Skargi, gdzie znajdował się jeszcze dwa lata temu Hotel Silesia. Wtedy stała tam hala targowa. Na jej tyłach znajdowały się trzy niewielkie budynki. W jednym z nich mieściła się Wytwórnia Specyfików Beiersdorfa PEBECO Katowice (skrótowiec od P. Beiersdorf Company). Produkowano tu kilkanaście wyrobów, w tym plastry i kremy Nivea.

Maksymilian Małuszek na zdjęciach.

Pierwszy raz Wojciech Mszyca zobaczył napis Katowice na wyrobie firmy Nivea na Allegro kilkanaście lat temu. Kupił puszkę, w której nadal znajduje się puder dla dzieci. Jednak to był dopiero początek poszukiwań katowickich wątków w historii słynnego kremu. – Z pomocą syna rekonstruowałem pierwsze polskie opakowanie kremu Nivea. Wziąłem wizerunek kremu niemieckiego i na to nałozyłem polską czcionkę. Tak powstała atrapa, autorekonstrukcja pierwszego kremu polskiego – mówi kolekcjoner. Później te oryginalne opakowania z katowickiej fabryki zaczęły trafiać do jego zbiorów w różny sposób. Czasami znajdowały się same. Jednym z najcenniejszych i zdobytych rok temu jest ten wzór.

Cenny podarunek od mieszkańca Ligoty.

Mieszkaniec Ligoty Grzegorz Chwoła usłyszał o kolekcji i skontaktował się z Mszycą. – Zadzwonił do mnie i powiedział: „Panie Wojtku, słyszałem u fizjoterapeuty. Powiedział mi, że pan zbiera”. Zapytałem go, czy zdaje sobie sprawę z wartości tego przedmiotu. Zaproponowałem mu, że sfinansuję chociaż jedną wizytę u fizjoterapeuty. Nie było o tym mowy – opowiada pan Wojtek. Takie pudełko mogłoby teraz kosztować kilkaset złotych. Podobnie jak malutkie opakowanie z napisem „próbka bezpłatna”. – Nie notuję co i za ile kupuję. Gotów jestem płacić, jeśli chcę coś mieć, to setki złotych – mówi Mszyca. Choć przyznaje, że sam nie używa klasycznego kremu Nivea. Między innymi dlatego, że trudno się go rozsmarowuje.

To w katowickiej fabryce produkowano specyfiki, które sprzedawano w całej Polsce. Jednak nie trwało to długo. Po kilku latach Małuszek postanowił swój biznes przenieść do Poznania. Tam w 1931 roku ruszył nowo wybudowany i jeden z najnowocześniejszych w Europie zakład produkcyjny. Katowice traciły na znaczeniu. W końcu, po 10 latach od rozpoczęcia polskiej produkcji, mieściła się tu już tylko filia firmy. W oficynie kamienicy przy ul. Kopernika 14 znajdował się magazyn dystrybucyjny.

Katowicki wątek historii kultowej marki postanowił już po raz kolejny przypomnieć na wystawie Wojciech Mszyca. Zależało mu na tym, żeby uczcić tu 110-lecie kremu Nivea. Udało się ostatecznie w Bogucicach w filii nr 16 Miejskiej Biblioteki Publicznej. To już 16 wystawa zbiorów z kolekcji Wojciecha Mszycy w ciągu 10 lat. – Nie ma historii pisanej przez małe czy wielkie „h”, ani zabytków przez małe i wielkie „z”. Każda skorupka z urny jest wielkim zabytkiem i doklejona do innej tworzy całość. Tak ja też uprawiam taką archeologię „niweową” – mówi Mszyca i nie zamierza swojej kolekcji zamknąć. Cały czas dochodzą nowe przedmioty. W bibliotece przy ul. Wajdy 21 prezentuje mniej więcej 4/5 swojej kolekcji, czyli ok. 500 obiektów. Wystawę można oglądać do 26 stycznia w holu.


Tagi:

Komentarze

  1. Al 30 grudnia, 2021 at 7:38 pm - Reply

    Droga Redakcjo! Nazwisko Troplowitz piszemy przez „w”.

    • Łukasz Kądziołka 30 grudnia, 2021 at 8:31 pm Reply

      Dziękuję, poprawione.

  2. Schlesienland 26 grudnia, 2021 at 10:58 am - Reply

    Jak to w Polsce.?
    Śląsk był częścią Prus i cała jego hiztoria jest Niemiecka.
    Tradycje, obyczaje, podstawy przemysłu, mentalność, język… co to ma wspólnego z Polską?
    Młode pokolenie poddane polonizacji nie zdaje sobie sprawy, gdzie żyje, to dramat.

    • podajnik 29 grudnia, 2021 at 11:19 am Reply

      Śląsk był niemiecki tylko od czasów Kazimierza Wielkiego, wcześniej był Polski, na przykład zabytki w Raciborzu są średniowieczne piastowskie, a nie niemieckie. W śląskiej gwarze przetrwały staropolskie słowa, które zniknęły z języka polskiego. Więc kłamiesz mówiąc, że cała historia śląska jest niemiecka. Jedynie ta okupacyjna, 600 letnia co jest małym ułamkiem historii i prehistorii. Nie zapominaj, że to Niemcy są napływowymi barbarzyńcami i teutonami europy.

      • Kukura 29 grudnia, 2021 at 6:35 pm Reply

        Bredzisz podajnik.

        • podajnik 31 grudnia, 2021 at 10:58 am Reply

          doucz się.

      • Wilhelm Eckhard Hoppe 29 grudnia, 2021 at 12:58 pm Reply

        Nie czuję się barbarzyńcą ani też teutonem.

Skomentuj Kukura Anuluj pisanie odpowiedzi

*
*