Reklama

Na Netfliksie pojawił się „Gierek”. Dzięki temu wielu ludzi może się przekonać jak kiepski to film

Ul. Pocztowa w Katowicach w filmie "Gierek". Zdjęcie: KZGM Katowice.

Grzegorz Żądło
Wprawdzie film „Gierek” miał swoją premierę na początku roku, to jednak dopiero teraz, za sprawą platformy Netflix, trafił do szerszego grona odbiorców i od razu stał się jedną z najpopularniejszych pozycji na tej platformie. Dla Netfliksa to dobrze, dla twórców filmu nie za bardzo. Setki tysięcy osób przekonają się teraz jak bardzo słaby jest to obraz.

Po obejrzeniu „Gierka” zacząłem żałować, że urodziłem się na początku lat 80-tych, a nie 70-tych. Owszem, może nie wszystko w Polsce było wtedy takie jak być powinno, były problemy, intrygi na szczytach władzy, naciski ZSRR, ale za to przeciętny obywatel miał się nie najgorzej. Dzięki „Gierkowi”. Pierwszy sekretarz KC PZPR, faktycznie rządzący państwem w latach 1970-1980, został przedstawiony jako człowiek praktycznie bez skazy. Dobry mąż, ojciec chyba też nie najgorszy (chociaż dzieci w filmie jest bardzo mało), a przede wszystkim świetny, doskonały gospodarz i przywódca. Co by się nie działo, kto by nie naciskał (ZSRR), dla niego zawsze najważniejszy był zwykły, przeciętny, szary obywatel. Trzeba było stonować robotnicze nastroje, Gierek jedzie do robotników i z nimi rozmawia. Nie trzeba dodawać, że na pytanie: Pomożecie?, słyszy odpowiedź twierdzącą.

Trzeba zaciągnąć kredyty i sprowadzić do Polski zachodnie technologie, żeby ludziom żyło się lepiej, Gierek rozmawia po francusku z finansistą i wszystko załatwia.

Trzeba dać odpór twardogłowym partyjnym komunistom? Daje. Trzeba porozumieć się z kościołem dla dobra państwa i jego obywateli? Rozmawia z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Nie ma właściwie sprawy, której filmowy Edward Gierek nie potrafi załatwić. Na dodatek, w stosunku do ludzi jest do rany przyłóż, taki brat łata, co to i żonę przytuli i pomoże tragarzom wnieść kanapę do swojego domu.

Heroizm głównego bohatera potęguje fakt, że w najbliższym otoczeniu miał raczej więcej wrogów niż przyjaciół. Mógł liczyć jedynie na żonę Stanisławę, sekretarkę Marzenę i premiera Filipa (wzorowany na Piotrze Jaroszewiczu).

Po przeciwnej stronie barykady byli m.in. generał Jaruzelski czy niejaki Maślak – rodzaj intryganta, załatwiacza czy, jak to się dzisiaj mówi, politycznego ogarniacza.

Sama obsada filmu jest mocno nietrafiona. Michał Koterski jako Edward Gierek – to nie mogło się udać. Pierwszy sekretarz w wykonaniu Koterskiego to taki trochę pierdoła i safanduła. Duży miś, którego aż chce się przytulić. Muchy by nie skrzywdził. Właściwie tylko w jednym momencie u widza może pojawić się cień niepewności, czy aby na pewno Gierek jest taki kryształowy. Chodzi o sytuację, w której pierwszy sekretarz zezwala na użycie siły w stosunku do strajkujących robotników. Ale zaznacza, że „tylko w ostateczności”.

Słabo, jako generał Jaruzelski, wypada też Antoni Pawlicki, który nie przypomina pierwowzoru, zarówno wyglądem, jak i sposobem mówienia. Reżyser nie trafił też m.in. z Cezarym Żakiem, jako Leonidem Breżniewem, a charakteryzację Macieja Zakościelnego (generał prof. Kalicki) najlepiej pominąć milczeniem.

Komicznie wyglądają dwaj esbecy, którzy najpierw nachodzą panią Marzenę (sekretarkę), a później są przy internowaniu samego Gierka. Patrząc na nich miałem przed oczami postacie z polskich komedii „gangsterskich” przełomu lat 90. i 2000, jak „Poranek Kojota” czy „Chłopaki nie płaczą” (jeden z nich to wypisz wymaluj Tomasz Dedek).

Zresztą, cały film to takie kino trochę komediowo-familijne. Niby w tle są trudne czasy pod faktyczną sowiecką okupacją, ale tak naprawdę to nic strasznego się nie dzieje.

Dopełnieniem słabości „Gierka” jest ostatnia, bardzo infantylna scena, w której były już pierwszy sekretarz po wyjściu z ośrodka internowania jedzie z synem rozkładowym autobusem ze zwykłymi ludźmi. Przykłada głowę do szyby, patrzy tęsknie w dal i mówi: Tak sobie myślę, czy ktoś kiedyś wspomni, że byłem dobrym człowiekiem. Polakiem, gospodarzem i patriotą? Że naprawdę kochałem ten kraj.

Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że taki właśnie był Edward Gierek, to tuż przed napisami końcowymi twórcy filmu napisali widzom dużymi literami, że za czasów Gierka Polska dokonała niebywałego skoku cywilizacyjnego, który jednak został przerwany przez partyjno-wojskowy pucz. Czyli jeszcze raz: Gierek był dobry, inni byli źli.

W filmie zagrały też Katowice, a konkretnie ul. Pocztowa, która udawała ulicę handlową Warszawy lat 70. Droga rowerowa została przykryta zieloną wykładziną, a bliżej ul. Młyńskiej stanęła budka telefoniczna, z której Gierek, w konspiracji, dzwoni do swojej sekretarki, żeby ta kupiła bilety lotnicze na lot do Gdańska.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*