Reklama

Mieszkańcy mają lepsze pomysły niż radni [POLEMIKA]

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem wywiad z wiceprzewodniczącym Rady Miasta Jerzym Forajterem, opublikowany w portalu Katowice24.info. Moją uwagę przykuł zwłaszcza fragment związany z budżetem obywatelskim. Opinie prezentowane przez wiceprzewodniczącego oburzyły mnie do tego stopnia, że postanowiłem przedstawić swoje zdanie w tej kwestii.

Na samym początku rozmowy przewodniczący z Forum Samorządowego stwierdza, że dla niego BO jest formą konsultacji społecznych. Z tym w pełni się zgadzam, BO to w istocie konsultacje społeczne, których wynik nie jest wiążący dla rady miasta i prezydenta. Podkreślanie jednak, że o ich rezultacie przesądza tak naprawdę dobra wola rady miasta oraz sugerowanie, że radni akceptują wynik głosowania tylko ze względu na polityczną taktowność, jest dla mnie niezrozumiałe. Rolą radnych jest reprezentowanie mieszkańców. Nie nam oceniać słuszność przegłosowanych projektów. Skoro katowiczanie zadecydowali, że takie a nie inne są ich potrzeby, naszym obowiązkiem, a nie wyrazem wspaniałomyślności, jest uszanowanie ich woli.

PRZECZYTAJ TEŻ: Biblioteki, szkoły czy domy kultury nie powinny być finansowane z Budżetu Obywatelskiego [WYWIAD]

W kolejnych zdaniach pada kilka sformułowań, z którymi absolutnie się nie zgadzam. Co więcej uważam, że są zaprzeczeniem idei budżetu obywatelskiego i pokazują brak chęci tworzenia partnerskiej relacji pomiędzy ugrupowaniem obecnie rządzącym miastem, a mieszkańcami. Przejdźmy do konkretów. Po pierwsze radny Forajter sugeruje, że dobrym pomysłem byłoby: „(…) ukierunkować mieszkańców, sugerując im w konkretnych dzielnicach pewne projekty i zadania, które naszym zdaniem powinny zostać zrealizowane”. Jest to odwrócenie idei BO o 180 stopni! W założeniach to mieszkańcy wymyślają, zgłaszają i wybierają projekty do realizacji. Jak można sugerować mieszkańcom co dla nich jest najlepsze? Kto by to robił? Radni? Urzędnicy? I wreszcie, kogo miał na myśli przewodniczący mówiąc „naszym zdaniem”? Czyżby radni Forum wiedzieli lepiej czego chcą mieszkańcy? To jest myślenie rodem z poprzedniej epoki. Tak daleko idąca ingerencja rządzących w zgłaszane projekty w mojej opinii pogrzebałaby BO w Katowicach.

Drugim aspektem poruszanym w rozmowie są projekty tzw. „miękkie”, które w ocenie wiceprzewodniczącego są mniej wartościowe od projektów „twardych”, takich jak budowa chodników. Nie jest to nowa opinia, ponieważ co jakiś czas możemy podobne głosy usłyszeć od polityków Forum. I znów nie rozumiem, w jakim celu osoby te chcą ograniczać możliwość zgłaszania projektów miękkich. Ich realizacja spełnia wiele ważnych funkcji społecznych, takich jak aktywizacja i integracja lokalnego środowiska czy też poszerzanie oferty kulturalnej i edukacyjnej w dzielnicach. Bardzo chciałbym, aby jak najwięcej projektów zgłaszanych do BO zaspokajało nie tylko podstawowe potrzeby mieszkańców dzielnic z zakresu infrastruktury drogowej.  Skoro już o tym mowa, to wiele z projektów inwestycyjnych czy remontowych zgłaszanych do BO obnaża jak bardzo zaniedbane są dzielnice oraz w jak wielu obszarach brakuje bieżących działań urzędu. Wśród zwycięskich projektów w jednej z dzielnic znalazł się np. remont zapleśniałej szkolnej szatni (był on zgłaszany również w ubiegłej edycji BO  i temat znany był urzędowi). Takich przykładów jest znacznie więcej. To wstyd, że tak podstawowe inwestycje nie są realizowane na bieżąco i tylko dzięki aktywności mieszkańców mogą być wykonane. Potężnych zaległości w dzielnicach nie nadrobi się ograniczając możliwość zgłaszania projektów miękkich. Nierzadko wydarzenia odbywające się w ramach BO są jedynymi z nielicznych tego typu imprez w danej dzielnicy (np. osiedle Witosa). Dla mnie jedynym wytłumaczeniem takiej niechęci do projektów miękkich, jest fakt, że to dzięki nim w dzielnicach dzieją się pozytywne wydarzenia w zasadzie bez konieczności angażowania w to radnych. Mieszkańcy sami potrafią zaplanować ciekawe wydarzenia, nie muszą „chodzić po prośbie”. Może niektórym radnym nie w smak taka niezależność?

Nie zgadzam się również z opinią, że mieszkańcy już się „wypalili” i zgłaszają mniej ciekawe projekty. Przykładem niech będzie zwycięskie lodowisko w Murckach. Świetny projekt, o realizację którego od wielu lat zabiegał wnioskodawca poprzez różne narzędzia. Dopiero dzięki BO stało się to możliwe. Czy projekty stają się mniej atrakcyjne, ponieważ mieszkańcy po wielokroć i „do znudzenia” upominają się o swoje? Możliwe też, że projekty są mniej odkrywcze, bo wnioskodawcy nauczeni doświadczeniem z lat ubiegłych rezygnują z odważnych pomysłów i zgłaszają te, które są w stanie udźwignąć miejskie jednostki, takie jak np. MZUiM i KZGM?

Ostatnią ważną poruszaną kwestią były projekty dotyczące miejskich jednostek  i instytucji, takich jak biblioteki, szkoły, żłobki. Z jednej strony rozumiem pewne niezadowolenie mieszkańców, że takie projekty również znajdują się w puli BO. Trzeba jednak spojrzeć na ten problem przez pryzmat sytuacji finansowej tych jednostek. To urzędnicy niejednokrotnie zachęcają ich pracowników do zgłaszania projektów, wiedząc, że w inny sposób potrzebnych funduszy nie dostaną. W Miejskich Domach Kultury systematycznie obcina się fundusze na działania merytoryczne, a na nowości książkowe w bibliotekach w okresie 3 lat dotacja z miasta zmalała z nieco ponad 166 000 złotych w roku 2014 do zaledwie 22 500 zł w 2017 roku. Taką „nagrodę” zafundował magistrat filiom biblioteki za ich aktywne poszukiwanie innych źródeł finansowania. Urzędnicy planując budżet już zakładają, że jednostki czy instytucje otrzymają pieniądze w ramach BO. Stąd biorą się w BO takie propozycje jak wystawa w Muzeum Historii Katowic dot. dziejów naszego miasta na kwotę 1 530 000,00. Czy o to chodzi w partycypacji społecznej ?

Podsumowując, zmiany w procedurze BO proponowane przez przewodniczącego Forajtera uważam za bardzo niekorzystne dla mieszkańców. Skutkowałyby one tym, że obywatele nie mieliby takiej swobody w zgłaszaniu projektów jak w tej chwili, a ich rola sprowadzona byłaby głównie do głosowania. Politycy z Forum ustawiają się w pozycji „wszechwiedzącego nadzorcy”, który wie lepiej czego mieszkańcy chcą, niż oni sami. Takie podejście dalekie jest od partnerskiej relacji opartej na dialogu i nie służy obywatelom. Budżet obywatelski zamiast być świętem lokalnej demokracji i okazją do realizacji śmielszych pomysłów mieszkańców, przez niektórych traktowany jest jako zagrożenie dla ich monopolu na dobre pomysły. Stąd takie próby ograniczania tej proobywatelskiej siły.

Marek Nowara, radny Miasta Katowice, Ruch Autonomii Śląska


Tagi:

Komentarze

  1. Izabela 9 listopada, 2017 at 7:53 am - Reply

    Radni w ogóle mało co widzą. Ciekawa jest sprawa połączenia tramwajowego Koszutki z ulicą Warszawską, 1 Maja, i dalej |Szopienice , Sosnowiec, Mysłowice. Jak sięgnę pamięcią Koszutka miała linie tramwajową – 14, która obsługiwała ten odcinek. Teraz, tak zaprojektowano, iż nawet zlikwidowano tory tramwajowe w tym kierunku. Zdawałoby się, że po prostu można się przesiąść, bo i tak większość korzysta z kart. Bzdura!!!!!!!!!!! Ludzie starsi, emeryci nie kupują kart ŚKUP, gdyż nie musza codziennie dojeżdżać i obecnie przejazd ich kosztuje nie 1,60, a 3,20, bo musza kupić dodatkowy bilet chcąc przez ulicę Warszawską. Może radni uważają – stary, to niech siedzi w domu. Uwaga radni, a co z dojazdem do szpitala na badania, na ul. Piaskową do ortopedy, nie wspominając o dojeździe po prostu do rodziny ???? Nie każdy wozi się samochodem. Przy obecnych emeryturach????? Obecnie Koszutka posiada linię 13 – ul 3 maj dalej Chorzów, 16 – Brynów, 43-Chorzów . To wszystko. Jeden zapomniał o ułożeniu torów i wszyscy udają, że nie ma sprawy. Radni, wy też się zestarzejecie i nikt wam nie gwarantuje, że będziecie całe życie wozić się samochodami, a ulgi będziecie mieć takie same jak obecni emeryci.

Dodaj komentarz

*
*