Reklama

Dlaczego strażnicy miejscy mają rację i dlaczego ich protest nic nie da [KOMENTARZ]

Zdjęcie archiwalne.

Grzegorz Żądło
Od 1 stycznia strażnicy miejscy z Katowic prowadzą akcję protestacyjną. Zapowiedzieli, że nie będą wystawiać mandatów, a każdą interwencję będą przeprowadzać skrupulatnie, czyli długo. Tak naprawdę dopiero dzisiaj okaże się ilu strażników bierze udział w akcji oraz czy rzeczywiście spełniają swoje zapowiedzi. Skończył się bowiem przedłużony weekend noworoczny i na ulice wrócą samochody. A to właśnie wykroczenia z zakresu ruchu drogowego odpowiadają za około 90% interwencji strażników. Niezależnie od tego czy protest rzeczywiście będzie miał zapowiadaną formę, nic on strażnikom nie da.

Katowice to miasto rozjechane przez samochody. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Zastawione chodniki, trawniki, drogi rowerowe i każde miejsce, na które da się fizycznie wjechać. Setki, tysiące nielegalnie stojących samochodów. Kto ma się  tym zająć? Oczywiście straż miejska. To teraz uwaga. SM w Katowicach ma 123 etaty. To wszystkie osoby zatrudnione w komendzie, z komendantami i pracownikami administracyjnymi (tych ostatnich jest 13). Teoretycznie więc do dyspozycji mieszkańców powinno być 107 osób. Z tym, że obecnie w straży jest 6,25 etatu wakatu. Połowa z tej liczby to pracownicy, którzy są zawieszeni, bo trwają z ich udziałem różnego rodzaju sprawy sądowe, np. w sądzie pracy. Zostaje więc około 100 osób. Z tej grupy tylko nieco ponad połowa pracuje na ulicy. Obecnie to około 58 osób. Oczywiście tylu strażników nie ma jednocześnie na służbie, bo pracują na zmiany. SM pracuje 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Do obsadzenia są weekendy i święta. Z naszych informacji wynika, że w nocy na zmianie jest jeden lub dwa dwuosobowe patrole. Na całe miasto. To ilu strażników jest do dyspozycji w ciągu dnia zależy od wielu czynników. Jeden radiowóz zawsze jest właściwie wyłączony, bo stoi na Rynku i pilnuje porządku w jego najbliższej okolicy. Dlatego w normalnym dniu roboczym do dyspozycji mieszkańców jest od 4 do maksymalnie 8 patroli. Przy założeniu, że nikt nie choruje i nie bierze urlopu. Dodatkowo, wystarczy jedno tzw. zabezpieczenie (czyli obstawa np. Tour de Pologne, wizyty prezydenta czy premiera, Europejskiego Kongresu Gospodarczego albo defilady wojskowej), żeby w kolejnych dniach na ulicach było znacznie mniej strażników. Dlaczego? Bo muszą odebrać dodatkowo przepracowane godziny. Łatwo sobie wyobrazić ile pracy ma te cztery czy pięć patroli. Nielegalne parkowanie (trudno wskazać duże miasto, w którym kierowcy ignorują znaki drogowe bardziej niż w Katowicach, i w którym są bardziej bezkarni), kontrole palenisk, zabezpieczenia imprez, bezdomni, pijani, nielegalne wysypiska śmieci i dziesiątki drobniejszych spraw. Co w zamian? Przede wszystkim brak szacunku. Niestety, społeczeństwo w większości mamy takie, że każda represja traktowana jest przez mieszkańców jako największe zło. Nieważne, że ten mandat czy blokada na koła mogą w przyszłości poprawić sytuację, bo jeden z drugim już chodnika nie zastawi. Nieważne, że sąsiad po otrzymaniu mandatu już nie spali w piecu śmieci. Liczy się tylko to, że oni, ci źli, niedobrzy strażnicy są od karania. Jeśli nie prestiż, to może pieniądze? To oczywiście żart. Początkujący strażnik może liczyć na 2700 zł. Brutto. Na rękę zostaje około 2000 zł. Po roku pensja rośnie do około 3000 zł brutto, czyli jakieś 2200 netto. Nawet 13-stki i dodatek za wysługę lat nic tu nie zmienią. Obecnie SM to firma pasjonatów, byłych emerytowanych policjantów oraz tych, którzy chwilę popracują i uciekają najczęściej do policji. Za taką pracę pieniądze są śmiesznie małe.

Strażnicy wiedzą o tym od lat, wiedzą to też władze Katowic. I co? I nic. Pierwsze pismo z prośbą o interwencję związkowcy ze straży wysłali do prezydenta w lipcu 2019. Potem wysłali jeszcze dwa pisma. Na żadne nie dostali odpowiedzi. Mają rację. żaląc się mediom, że nie są szanowani jako ludzie. Dlatego ich protest trzeba zrozumieć. Postulat 1000 zł podwyżki może brzmieć szokująco, w końcu wielu ze strażników dostałoby około 50% większą pensję, ale jak się rzuci okiem na stawki przytoczone wyżej, żadnego szoku nie będzie. Postulat zwiększenia zatrudnienia w straży o kilkadziesiąt osób też jest zasadny. Tu jeszcze ważne wyjaśnienie, bo ktoś może zapytać: skoro ze 100 strażników tylko niespełna 60 pracuje na ulicy, to co robią pozostali? Ktoś musi odbierać telefony i obserwować monitoring. Ktoś musi przyjmować petentów i wreszcie, ktoś musi obrabiać tysiące spraw z ruchu drogowego. Ustalić właściciela pojazdu, wezwać go do komendy, wypisać mandat, a jak właściciel samochodu go nie przyjmie, skierować sprawę do sądu i potem ją pilotować.

Biorąc to wszystko pod uwagę, gdyby nagle przybyło np. 30 strażników, żaden by się zapewne nie nudził.

To, że żądania związkowców są słuszne, wie każdy, kto ma jakiekolwiek rozeznanie jak wygląda praca w SM. Wie to też prezydent Katowic. Dlaczego więc nie spełni oczekiwań strażników? Po pierwsze, w mieście jest wiele jednostek, w których zarabia się słabo lub bardzo słabo. To np. domy pomocy społecznej, KZGM, Zakład Zieleni Miejskiej, MZUiM czy domy kultury. Jeśli więc ktoś wywalczyłby sobie konkretną podwyżkę, zaraz w kolejce staną inni. Po drugie, w tym i kolejnych latach łatwo będzie uargumentować brak podwyżek mniejszymi wpływami do budżetu z powodu decyzji na poziomie rządu (obniżenie stawki PIT i zerowy podatek dochodowy do 26. roku życia). Z tego samego powodu nikt nie zdecyduje się na znaczące zwiększenie zatrudnienia w SM, bo to generowałoby jeszcze większe koszty. Poza tym, nawet jeśli powstałoby np. 10 nowych etatów, to i tak za takie pieniądze nie znajdzie się dobrych pracowników.

Dlatego trwający protest nic nie da. Chyba że strażnicy dostaną mocne wsparcie od mediów, radnych, a przede wszystkich mieszkańców. Od tych, którzy mają już dość rozjeżdżania miasta przez samochody, i którzy wiedzą, że tak skromnymi siłami SM nie ma szans rozwiązać tego problemu.

Jest też inna droga, która jednak wymaga odwagi i zmiany podejścia władz Katowic. Porządek w mieście można zaprowadzić taniej niż kosztowałoby zatrudnienie dodatkowej armii ludzi. Wystarczy wprowadzić zasadę zero tolerancji dla kierowców łamiących przepisy. Jak to zrobić? Bardzo prosto. Kilka firm z wielką ochotą podejmie się wywożenia nielegalnie zaparkowanych aut. Oczywiście, nie można odholować każdego takiego samochodu (np. stojącego na trawniku), ale mimo wszystko prawo daje duże możliwości w tym zakresie. Gdyby przejść się dzisiaj po centrum Katowic, co najmniej kilkadziesiąt samochodów powinno powędrować na holownik, a potem na specjalny parking. 500 zł i punkty karne mogłoby skutecznie zniechęcić nie tylko tego konkretnego kierowcę, ale też potencjalnych naśladowców. Wieści o skutecznej walce z nielegalnym parkowaniem szybko by się rozeszły.

Kolejna rzecz to zmobilizowanie do pracy policji. Strażnicy od dawna skarżą się, że nie mają właściwie wsparcia od policji w sprawach ruchu drogowego. Kolejne zasłyszane historie mieszkańców tylko to potwierdzają. Wystarczy przykład ul. Żwirki i Wigury, na której straż miejska wystawia mandaty za parkowanie na zakazie, mimo że przy tej ulicy mieści się komisariat. Nie wiadomo dlaczego policja przyjęła założenie, że nielegalne parkowanie to sprawa straży miejskiej. A niby dlaczego? Przecież policja ma większe uprawnienia. Z kolei prezydent ma możliwość zmobilizowania policji, bo przekazuje jej konkretne pieniądze. A to na dodatkowe patrole, a to na radiowozy, a to na remonty komisariatów. Jak daję, to powinienem też wymagać.

Wreszcie ostatnia, ale równie ważna rzecz. Trzeba raz na zawsze skończyć z zapraszaniem samochodów do centrum miasta. Dlaczego parking na pl. Sejmu Śląskiego cały czas jest bezpłatny? Dlaczego przed Superjednostką powstał „tymczasowy” bezpłatny parking? Dlaczego na miejskim terenie pomiędzy ulicami Gliwicką i Opolską bezpłatnie na klepisku stoją samochody? Takich miejsc jest więcej. Dopóki kierowcy będą mieli przekonanie, że mogą bezkarnie stanąć w Katowicach gdzie popadnie, dopóty będziemy mieli rozjeżdżone miasto, a straż miejska będzie mogła co najwyżej próbować działać punktowo.

Na razie próbuje poprawić swój byt. Protest sukcesu nie odniesie, ale przynajmniej zwróci uwagę na zamiatany przez lata pod dywan problem. I zmusi władze Katowic do reakcji. Jakakolwiek by ona nie była.


Tagi:

Komentarze

  1. nono 14 stycznia, 2020 at 9:34 pm - Reply

    Coś Pan Grzegorz się na samochody bardzo złości… wiadomo lepsze byłyby rowery i coffeeshops …
    aaa i jeszcze, gdyby nie ci pracownicy z okolicznych miast, to kto by w Katowicach pracował?,
    bo chyba nie te 30000 ludzi, które Katowice utraciły w ciągu ostatnich 10 lat…

  2. Marek 8 stycznia, 2020 at 5:58 pm - Reply

    Katowice przez ostatnią dekadę utraciło 1/4 mieszkańców codziennie kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców aglomeracji przybywa do pracy do Katowic budując jego budżet, dokonują zakupów, korzystają z restauracji usług stąd powstają podatki dla Katowic ktoś tych ludzi chce karać, usuwać ich pojazdy, holować je na parkingi.Trzeba o tych ludzi zadbać budować bezpłatne parkingi usprawniać komunikację bez tych tysięcy pracowników, kupujących w sklepach, korzystających z usług i miejsc kultury mieszkańców całego województwa Katowice byłyby taką samą zaściankową miejscowością jak Radom na Mazowszu

    • Grzegorz Żądło 8 stycznia, 2020 at 6:17 pm Reply

      Na razie, to ci wszyscy niezbędni w Katowicach pracownicy rozjeżdżają i niszczą miasto. Oczywiście nie wszyscy. Nie płacą tu podatków, a miasto ma z nich niewiele pożytku. Po 16 czy 17 wracają do swoich Sosnowców, Będzinów, Dąbrów Górniczych, Bytomiów, Chorzowów czy Mikołowów i to te miasta mają z nich największy pożytek. W godzinach szczytu nie zajmują nikomu miejsca i nie niszczą własnego miasta. Za to co roku składają PIT-a tam gdzie są zameldowani, a pieniądze płyną do wszystkich budżetów, tylko nie tego Katowic.

      • Michał 10 stycznia, 2020 at 6:19 pm Reply

        W nawiązaniu do dyskusji, mam pytanie;
        Czy Strażnikiem Miejskim miasta Katowice może zostać osoba nie zamieszkała w mieście Katowice?

        • Grzegorz Żądło 10 stycznia, 2020 at 9:34 pm Reply

          Oczywiście że może.

          • Michał 11 stycznia, 2020 at 11:49 am Reply

            Dziękuję za informacje.
            Ile w sumie wydano w zeszłym roku na Straż Miejską w Katowicach?

  3. ABC 7 stycznia, 2020 at 5:27 pm - Reply

    Artykuł rzeczowy i widać autor przyłożył się do niego. Jest tylko jedno ale. Holować pojazdy mogą firmy zewnętrzne ale dyspozycja musi być podpisana przez strażnika lub policjanta. Polskie prawo nie przewiduje innej procedury.

  4. Paweł Skobar 7 stycznia, 2020 at 2:22 pm - Reply

    Zgadzam się z każdym słowem w tym artykule.Zastanawia mnie tylko, dla czego włodarze miasta a) nie dostrzegają tego problemu b) nic nie robią, żeby go rozwiązać. c) opłaty i kary za parkowanie mogłyby na tyle zasilić budżet miasta, ze znalazłyby się pieniądze na podwyżki dla strażników i więcej etatów. Poza tym mamy XXI wiek. W Warszawie istnieje automatyczny system kontroli parkowania. 2 elektryczne samochody jeżdżą po mieście i za pomocą kamer i automatycznego systemu kontrolują zaparkowane samochody. System sam sprawdza i wystawia mandaty jeśli potrzeba. U nas się tak nie da?

  5. Bartek 7 stycznia, 2020 at 2:02 pm - Reply

    Czy ten patrol na rynku dostrzega parkujące samochody koło Skarbka i na ul. Mickiewicza, czy to już za daleko ?

    • Stefan 7 stycznia, 2020 at 3:40 pm Reply

      Ten patrol ma dostrzec pojazdy na 3 – go Mają Dyrekcyjnej, Młyńskiej, Staromiejskiej czy Mielęckiego dlatego czasami nie dostrzeże tych pod Skarbkiem. Ponadto najważniejsze jest by nikt się leżał na ławkach, nie kąpał się w fontannach.

Skomentuj Michał Anuluj pisanie odpowiedzi

*
*