Reklama

Dlaczego miejscowa i przyjezdna hołota wszystko w tym mieście niszczy

Grzegorz Żądło
„Ciekawe ile wytrzyma? Ciekawe kiedy to zniszczą? W Katowicach nie opłaca się nic robić, bo i tak to zdewastują”. Takie głosy mieszkańców zawsze bardzo mnie irytowały. Nie można przecież nic nie robić tylko dlatego, że jakiś debil może to zniszczyć. Ostatnio jednak nawet ja zaczynam mieć wątpliwości. Jeszcze nie tak wielkie, żeby przyłączyć się do grona malkontentów, ale zastanawiam się dlaczego miejscowa i przyjezdna hołota niszczy w tym mieście wszystko. Poznanie przyczyn pozwoliłoby zapewne uchronić wiele inwestycji przed zniszczeniem.

Odpowiedź na tytułowe pytanie nie jest wcale prosta. Oczywiście, można napisać, że na Śląsku jest po prostu więcej patologii niż w innych częściach kraju. Trudno to jednak zweryfikować, bo nikt w spisie powszechnym o patologię nie pyta. Można próbować sprawdzić dane na temat ubóstwa, ale to też nie będzie wiarygodne. Jeśli ktoś jest biedny, to nie znaczy, że od razu musi być uważany za głównego podejrzanego. Dlatego zdiagnozowanie problemu jest bardzo trudne, ale kilka też można sformułować.

 

1. Najgorzej jest w centrum Katowic

Regularne kradzieże figurek Szlaku Ślonski Godki, dewastacja odnowionych elewacji budynków, zniszczenie muzycznego tunelu pod torami kolejowymi czy ostatnio dewastacja stołu w mikroogródku przy Rynku. To tylko kilka przykładów, po których rzeczywiście można się zastanawiać czy w centrum Katowic opłaca się robić coś więcej niż tory, drogi i chodniki, bo akurat to trudno zniszczyć. Odpowiedź na pytanie dlaczego to wszystko dzieje się w centrum jest banalna. Każdego dnia przez śródmieście przewija się po prostu najwięcej ludzi. Przyjeżdżają do pracy, do szkoły, na uczelnie, ale też na imprezy czy żebrać. Co charakterystyczne dla Katowic, dużą część sprawców przestępstw i dewastacji stanowią osoby spoza miasta. Taki urok aglomeracji. Katowice przyciągają nie tylko studentów, ale też meneli i amatorów mocnych wrażeń. Przykłady z ostatnich miesięcy pokazują, że wykroczenia i przestępstwa (przynajmniej w tych medialnych sprawach) popełniają mieszkańcy innych miast aglomeracji, a nawet tych spoza województwa śląskiego oraz osoby bez stałego miejsca zamieszkania. Do tych ostatnich jeszcze wrócimy. Czy można coś z tym zrobić? Przecież policja nie będzie stać na rogatkach i dworcach i kontrolować każdego, kto wjeżdża do miasta. Ograniczyć napływu podejrzanych typów się nie da. Trzeba więc ich jak najbardziej kontrolować. Do tego najlepiej nadają się trzy rzeczy: wzrok mieszkańców, służby i monitoring. Mieszkańców na razie zostawmy. Skoncentrujmy się na służbach i monitoringu.

2. Sprawnie działający miejski monitoring to klucz do poprawy bezpieczeństwa

Katowicki Inteligentny System Monitoringu i Analizy od dłuższego czasu jest obiektem żartów. Jakoś tak się dziwnie składa, że prawie nigdy kamery nie nagrywają dewastacji i przestępstw. Jak to możliwe, przecież system ma w nazwie inteligentny? Powodów jest kilka. Pierwszy i być może najważniejszy – obsługą monitoringu zajmuje się zbyt mało ludzi. Kamer systematycznie przybywa, ale ludzi do bieżącego śledzenia tego co pokazują, już nie. Tym samym na jednego człowieka przypada coraz więcej „obrazów”. Im dłużej wpatruje się w ekran, tym jego percepcja jest mniejsza. Na dodatek wiele kamer jest obrotowych, co powoduje, że często nie pokazują akurat tego miejsca, w którym dzieje się coś złego. Urzędnicy o tym głośno nie mówią, ale problemem jest też techniczna sprawność systemu. Nie tak dawno pisaliśmy, że przez kilka tygodni część kamer nie działała, bo naprawianie usterki bardzo się przeciągało. Działo się tak dlatego, że dostawca KISMiA ma bardzo poważne problemy i trudno od niego cokolwiek wyegzekwować. Monitoringowi poświęcimy jeszcze oddzielny tekst, ale już teraz widać, że zmiany w jego funkcjonowaniu są konieczne. Tak czy inaczej, kamer musi być jeszcze więcej. Osobiście nie mam nic przeciwko, żeby każde miejsce publiczne zostało objęte monitoringiem. Musi za tym pójść odpowiednia informacja, która powinna działać profilaktycznie, no i większa liczba osób do obsługi systemu.

3. Służby muszą działać lepiej

Bardzo drażnią mnie powtarzające się pytania mieszkańców: a gdzie była straż miejska? Nie wiem dlaczego za bezpieczeństwo w mieście ma być odpowiedzialna jedynie straż. Przecież to policja ma znacznie większe uprawnienia i możliwości. Nie zmienia to faktu, że od obydwu tych służb należy wymagać więcej. Rozumiem, że strażnicy zarabiają śmieszne pieniądze i wiele osób uważa, że są niepotrzebni (bo nie mają pojęcia czym tak naprawdę się zajmują). Nóż w kieszeni mi się otwiera, kiedy czytam, że potrafią tylko zakładać blokady i karać staruszki handlujące pietruszką z ogródka. Właśnie takie drobne sprawy składają się na większą całość. Oczywiście to czy ktoś dostanie mandat za nielegalny handel nie wpłynie bezpośrednio na bezpieczeństwo w mieście. Wpłynie za to na estetykę centrum i szeroko rozumiany porządek. Skoro czegoś nie wolno, to nie interesuje mnie czy wykroczenia dopuszcza się staruszka, czy nastolatek. To takie typowo polskie, jeśli zaparkuję jednym kołem na przejściu dla pieszych to przecież nic się nie dzieje, bo jeszcze zostało dużo miejsca. No jednak dzieje się. Od tego są linie, pasy, znaki, żeby ich przestrzegać. Kiedy ludzie dzwonią do straży miejskiej czy na policję, służby muszą poważnie traktować również takie zgłoszenia. Kiedy mieszkaniec kilka razy odbije się od dyżurnego z pozoru z błahostką, może nie zadzwonić, kiedy będzie się działo coś poważniejszego. Po co, przecież i tak nie odbiorą, a jak odbiorą, to zareagują „jak będzie wolny patrol”. Swoją drogą jeszcze nie usłyszałem innej odpowiedzi, co chyba znaczy, że patrol zawsze jest zajęty.

Niedawno policjanci i strażnicy rozpoczęli wspólne patrole. Ściślej mają też ze sobą współpracować dzielnicowi. Tak przy okazji, ja swojego dzielnicowego nie znam. Może to moja wina, a może jednak policja za mało wychodzi do ludzi.

Cała praca służb na niewiele się zda, jeśli nie będą reagować szybciej i skuteczniej. To będzie możliwe m.in. dzięki zwiększeniu liczby etatów w straży miejskiej. Komendant ma taki plan, ale problem są dwa. Po pierwsze, prezydent Katowic musi mu dać na to pieniądze. Po drugie, chętnych do pracy w straży musi być więcej, bo kolejne rekrutacje nie pozwalają zapełnić wakatów.

4. Z centrum miasta muszą zniknąć bezdomni, żule i menele

To oczywiście niemożliwe. Bezdomni byli, są i będą w każdym większym mieście i zawsze najwięcej jest ich w centrum. Chodzi więc o to, żeby ich obecność ograniczyć. Oczywiście nie powinno się generalizować, bo są bezdomni, którzy nikomu nie przeszkadzają, starają się dbać o higienę, nie żebrzą i nie zaczepiają ludzi. Dlatego też żądania mieszkańców, żeby zrobić porządek z bezdomnymi przesiadującymi np. nad sztuczną Rawą, nie mogą zostać spełnione. Nikogo nie można ukarać za samo siedzenie na ławce. Za to ci, którzy są pijani, powinni być od razu odwożeni na izbę wytrzeźwień. Zajmuje się tym tak bardzo niepotrzebna i nielubiana straż miejska.

Dobrym krokiem jest wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu pomiędzy godz. 22 i 6. Przedsiębiorcy od razu się do niego dostosowali, więc z czasem liczba pijanych zombie kręcących się po nocach w śródmieściu powinna się zmniejszać.

Najważniejsze jednak jest co innego. Kluczem do zmniejszenia liczby bezdomnych w centrum jest likwidacja noclegowni i jadłodajni. Miasto chce wybudować noclegownię w Szopienicach, ale na razie dwa przetargi nie doprowadziły do wyłonienia wykonawcy.

Zastanawiałem się często dlaczego na pl. Miarki jest tylu bezdomnych. Olśnienie przyszło niedawno. Przecież to dla nich przystanek na drodze do lub z noclegowni i jadłodajni na ul. Jagiellońskiej. To chyba ewenement na skalę ogólnopolską, żeby przy głównej ulicy, tuż przy ważnych państwowych i samorządowych urzędach, uczelniach wyższych mieściła się jadłodajnia i noclegownia dla bezdomnych, do której często ustawiają się długie kolejki.

Na szczęście, noclegownia przy ul. Sądowej została już zamknięta. Teraz czas na kolejny krok, choć jak widać, trudno na razie zbudować inne miejsce dla potrzebujących.

5. Dewastacje nie znikną, jeśli mieszkańcy będą bierni

To podstawa, nie reagujesz – akceptujesz, jak głosi policyjny slogan. Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie widzi jak nieznani sprawcy bazgrolą po ścianach, które mają kilka metrów wysokości. Przecież muszą mieć drabinę albo wysięgnik. Nie mogą iść z tym, nawet nocą, niezauważeni.

Nie chce mi się wierzyć, że nikt nie słyszy dźwięku piłowania mosiężnych nóżek, na których stoją figurki Szlaku Ślonski Godki.   Nie wyobrażam sobie, że nikt nigdy nie widzi jak obszczymury sikają i rzygają po bramach. Jak ktoś robi kupę przy tramwajowej budce na Rynku (były takie przypadki). Wymieniać można długo. Mieszkańcy nie powinni liczyć tylko na służby. Policjanci i strażnicy nie mogą być wszędzie i nigdy nie będą. Muszą liczyć na wsparcie zwykłych ludzi.

Bezpieczeństwo, a właściwie poczucie bezpieczeństwa mieszkańców Katowic to z pewnością będzie jeden z najważniejszych tematów rozpoczętej właśnie kampanii wyborczej. To dobry czas, żeby wymusić na obecnych i przyszłych władzach rozwiązania, które sprawią, że przy każdej nowej inwestycji nie trzeba się będzie obawiać, że ktoś szybko ją zniszczy.


Tagi:

Komentarze

  1. Keson 27 sierpnia, 2018 at 5:33 pm - Reply

    Czy tak trudno jest namierzyć kolesi, którzy robią wrzuty „BIKCRU” itp.? Całe centrum wymalowane. Niech dzielnicowi pokopią na FB, to ich pewnie znajdą.

  2. Adam Białoń 16 sierpnia, 2018 at 4:26 pm - Reply

    Bardzo trafny artykuł. Dlaczego tak jest? Wydaje mi sie że kluczem jest WYSOKIE KARY oraz NIEUCHRONNOŚĆ odpowiedzialności karnej. Dziękuję.

  3. maniolo 16 sierpnia, 2018 at 4:19 pm - Reply

    nie ma monitoringu z kebaba to i nie ma winnych…

  4. maniolo 16 sierpnia, 2018 at 4:17 pm - Reply

    słyszałem kiedyś o STRAŻY MIEJSKIEJ…..są jeszcze czy powyprowadzali się do TBS-ików ???

Skomentuj maniolo Anuluj pisanie odpowiedzi

*
*