Reklama

To najlepsze podwórko w Katowicach i przykład dobrze przeprowadzonej rewitalizacji

Grzegorz Żądło
Zaczęło się jak zwykle. Ktoś chciał plac zabaw, inni o tym nie wiedzieli, a jak się dowiedzieli, to placu zabaw nie chcieli. Wydawało się, że sprawa jest przegrana. Na szczęście, znaleźli się ludzie, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Konsultacje, wniosek do Budżetu Obywatelskiego, promocja, głosowanie,  a potem pilnowanie, żeby wszystko było tak jak w projekcie. Powstał plac-podwórko, jakiego nie ma nigdzie indziej w Katowicach. Ale nawet nie sama przestrzeń jako taka jest najważniejsza. Znacznie bardziej istotna jest aktywizacja mieszkańców. Takie projekty jak podwórko pomiędzy ulicami Adamskiego i Koszarową pokazują, że warto słuchać ludzi i warto robić dokładnie to, czego oczekują.

To południowo-zachodni kraniec śródmieścia Katowic. Budynki z lat 50. i 60. Pomiędzy nimi zielona przestrzeń. Jeszcze kilka lat temu prawie nikt z niej nie korzystał. Może poza właścicielami psów, którzy chętnie wyprowadzali tu swoje zwierzęta na spacer. Jak zrobiły kupę i tak nikt nie sprzątał. Po co, skoro na podwórko nikt poza nimi nie przychodził.

Gdzieś koło 2013 roku przy Adamskiego i Koszarowej pojawiła się plotka, że na podwórku ma powstać plac zabaw. Wzięła się pewnie stąd, że w październiku 2013 roku radna Bożena Rojewska złożyła interpelację, w której prosiła o budowę placu pomiędzy blokami. Zrobiła to na wniosek mieszkanki lub mieszkańców, choć nie tych z Adamskiego czy Koszarowej. Kiedy kilka osób, które interesują się tym, co się w mieście dzieje, dowiedziało się o planach budowy placu zabaw, wystąpiło z pismem do Zakładu Zieleni Miejskiej, w którym prosili o konsultowanie z nimi projektu placu (ostatecznie inwestycję prowadził KZGM). Niedługo później prezydent Katowic wydał zarządzenie w sprawie przeprowadzenia konsultacji projektu i realizacji placu zabaw przy ul. Adamskiego. No i się zaczęło. Jak to zwykle bywa, pomysłów było mniej więcej tyle, ile osób biorących udział w konsultacjach. Z grubsza, można wyróżnić trzy grupy. Pierwsza to osoby, które mieszkają poza budynkami, pomiędzy którymi znajduje się podwórko. Chciały tradycyjnego placu zabaw, ogrodzonego, z piaskownicą, na który będą mogły przyjść z dziećmi na godzinę lub dwie. Druga grupa to starsi mieszkańcy budynków wokół podwórka. Oni nie chcieli słyszeć o placu zabaw. Bo będzie hałas i krzyki dzieci. Wreszcie trzecia grupa – rodzice małych i większych dzieci, mieszkający przy Adamskiego i Koszarowej. Oni z kolei na plac zabaw patrzyli chętnie, ale nie chcieli, żeby był ogrodzony i zlokalizowany tylko w jednym miejscu. Dodatkowo zaproponowali montaż urządzeń dla dorosłych. Jak to wszystko pogodzić? Nie byłoby to możliwe, gdyby nie zakrojone na szeroką skalę konsultacje. Włączyły się w nie różne instytucje, jak Akademia Sztuk Pięknych i Fundacja Napraw Sobie Miasto oraz kilkanaście zaangażowanych osób. Najpierw odbyło się spotkanie w szkole podstawowej, a potem warsztaty w ASP. Kiedy został już wypracowany kompromis, okazało się, że marzenia mieszkańców będą kosztować znacznie więcej niż przewidywał plan. To był czas pierwszej edycji Budżetu Obywatelskiego. Jedna z mieszkanek napisała wniosek, zebrała podpisy, a potem wiele osób zaangażowało się w promocję. Projekt przeszedł w głosowaniu, bo poparli go nie tylko mieszkańcy Adamskiego i Koszarowej, ale także innych ulic w śródmieściu.

Pozostało „tylko” wybrać projektanta i wykonawcę. Z tym pierwszym większego problemu nie było. Mieszkańcy poprosili o możliwość wskazania kilku firm projektowych. Ostatecznie wybór padł na pracownię SLAS. Dzisiaj projektanci mogą wspominać swoją pracę z dystansem i uśmiechem, ale kiedy tworzyli projekt zaczęli go nazywać „Koszmarowa”. To dlatego, że co chwilę ktoś zgłaszał jakieś poprawki, uwagi i sugestie. Mało który projekt był tam mocno „kontrolowany” przez mieszkańców. W końcu sprawa została doprowadzona do końca i w 2016 roku rozpoczęły się prace budowlane.

Warto w tym miejscu jeszcze raz opisać i pokazać (zdjęcie poniżej) jak wyglądało podwórko. Drzewa, zapuszczona trawa i wydeptana ścieżka przez środek.

 

Projekt SLAS-ów opierał się na kilku głównych założeniach. Podstawowym było wykorzystanie naturalnego ukształtowania terenu. Z jednej strony był to plus, ale z drugiej duży minus. W związku z tym, że pomiędzy Adamskiego i Koszarową występuje duża różnica poziomów, trzeba było m.in. zaprojektować pochylnie, tak żeby swobodny wstęp na plac mieli niepełnosprawni czy rodzice z wózkami. Drugie istotne założeni to poprowadzenie betonowej ścieżki przez całą długość placu, która wije się jak rzeka i pozwala dotrzeć do różnych miejsc. Trzeci istotny punkt koncepcji to rozrzucenie urządzeń dla dzieci oraz tych fitnessowych po całym placu. Chodziło przede wszystkim o to, żeby dzieci nie bawiły się w jednym miejscu, robiąc duży hałas.

Mieszkańcy zgodzili się na wycięcie starych topól i innych zniszczonych drzew, a w ich miejsce zostały posadzone nowe drzewa. Co ważne, żadna wycinka nie odbyła się bez akceptacji mieszkańców. Przykładowo, w południowej części placu architekci chcieli trochę przerzedzić drzewostan, żeby wpuścić do mieszkań więcej światła słonecznego. Mieszkające najbliżej tego miejsca starsze osoby nie chciały się jednak na to zgodzić i drzewa zostały.

Historia budowy placu jest długa i burzliwa. Wprawdzie wykonawca ruszył z kopyta i wydawało się, że skończy przed terminem, ale ostatecznie z powodu problemów finansowych zszedł z placu budowy. Tak naprawdę, ostatnie prace na podwórku zakończyły się kilka tygodni temu, kiedy została zagospodarowana roślinami skarpa przy zjeżdżalni dla dzieci.

Na podwórku nie tylko pojawiły się urządzenia dla dzieci i dorosłych, nowa zieleń i ciągi komunikacyjne. Jest też nowe oświetlenie, kanalizacja deszczowa oraz chodniki i drogi dojazdowe wokół placu. Nie byłoby to możliwe, gdyby miasto nie uwierzyło w ten projekt i nie dołożyło pieniędzy. Ostatecznie, 750 000 zł z BO to było stanowczo za mało. Prace kosztowały ponad 1,5 mln zł. Nie ma jednak wątpliwości, że każda wydana pomiędzy Koszarową i Adamskiego złotówka była tego warta.

To prawdopodobnie najlepszy w ostatnich latach w Katowicach przykład prawdziwej rewitalizacji. Nie chodzi tylko o odnowioną przestrzeń, ale o to, co ta przestrzeń sobą spowodowała. A spowodowała wyjście ludzi z domu. Już pierwszej wiosny po oddaniu placu do użytku, zaroiło się na nim od ludzi w różnym wieku. Dzieci okupują huśtawki, zjeżdżalnię, sztuczne i naturalne górki. Suną rowerkami i hulajnogami po betonowej ścieżce. Wchodzą na metalowy domek i wspinają się po drewnianych pniach. Dorośli siedzą w tym czasie na drewnianych pomostach, ławkach albo ćwiczą na urządzeniach do fitnessu. Jeśli ktoś ma ochotę, może sobie wywiesić pranie. Nic mu raczej nie zniknie, bo wszystko widać z okna. Co najważniejsze, ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. Wystarczyło tylko stworzyć im przyjazną przestrzeń.

Czy to podwórko idealne? Oczywiście, że nie. Część urządzeń już była naprawiana. W niektórych miejscach zieleń jest już zapuszczona,  a trawa wydeptana. Z kręgu z ławkami, który powstał w południowej części podwórka, prawie nikt niej korzysta. Prawdopodobnie dlatego, że jest tam za ciemno i nieprzyjemnie. Hamak ze sznurkiem został zastąpiony nowym szerokim leżakiem, bo się nie sprawdził. Widać, że za rok, dwa niektóre drewniane elementy trzeba będzie odnowić, albo wymienić. Place gospodarcze ze śmietnikami nadal nie są zamykane na klucz, mimo że takie było założenie. Jednak te minusy nie mogą przesłonić plusów.

To dobrze, że wielu ludziom w urzędzie miasta, a przede wszystkim w Komunalnym Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej nie zabrakło determinacji w doprowadzeniu tego projektu do końca. Teraz trzeba równie dużej determinacji w utrzymaniu podwórka w należytym stanie. Warto, żeby Katowice chwaliły się takimi inicjatywami. Przemyślanymi i skonsultowanymi z mieszkańcami, bo nie jest ich w mieście zbyt wiele.


Tagi:

Komentarze

  1. Obywatel 2 października, 2019 at 4:46 am - Reply

    Fajna sprawa.
    Inwestycje z BO jak widać są blisko mieszkańców.
    Brawo!

  2. Aleksandra 1 października, 2019 at 6:13 pm - Reply

    Mieszkam na opisanym osiedlu i życzyłabym sobie tylko zamykanych śmietników, bo to co się przy nich dzieje to istna maskarada. Problemem nie są nawet bezdomni – ci, nawet jeśli przeszukują kontenery, zostawiają po sobie porządek. Problem stanowią osoby szukające tam chyba skarbów, rozpruwające worki ze śmieciami wprost na beton, depczące po odpadkach, coś strasznego. Sytuacja powtarza się regularnie od kilku tygodni, a najprostsze rozwiązanie załatwiłoby sprawę. Kłódka i klucz.

    • Grzegorz Żądło 1 października, 2019 at 7:00 pm Reply

      To prawda, w założeniu śmietniki miały być zamykane. Problemem jest podobno waga i materiał, z którego zrobione są drzwi/furtka. Metal różnie reaguje w różnych porach roku i trudno dopasować wszystko tak, żeby dało się to zamknąć. Niemniej, drążcie temat w KZGM.

  3. Wojtek 1 października, 2019 at 2:13 pm - Reply

    Piękne! Gratulacje dla wszystkich, którzy byli w to czynnie i konstruktywnie zaangażowani. Muszę odwiedzić ten plac zabaw przy najbliższej okazji.

Dodaj komentarz

*
*