Reklama

Tajny sklep z dopalaczami w centrum Katowic, o którym wszyscy wiedzą. Mieszkańcy błagają o pomoc

Łukasz Kądziołka
Wystarczy stanąć na chwilę naprzeciwko lokalu przy ul. Plebiscytowej 21, żeby zobaczyć jak działa sklep z dopalaczami. Wszystko trwa maksymalnie 2 minuty. Przy kamienicy zatrzymuje się taksówka. Wysiada z niej mężczyzna w kapturze. Dzwoni dzwonkiem i drzwi od razu się otwierają. Po chwili wychodzi, szybko wsiada do tej samej taksówki i samochód odjeżdża. Mimo że o sklepie z dopalaczami wiedzą policja, straż miejska, sanepid i władze miasta, na razie nie ma sposobu, żeby go zamknąć. O sprzedaży dopalaczy wie też właściciel lokalu, ale dla niego liczą się przede wszystkim pieniądze z czynszu. O wszystkim wiedzą też mieszkańcy okolicznych ulic. Tyle, że akurat oni może woleliby nie wiedzieć.

Mężczyzna wszedł do sklepu bez słowa. Wyrwał kawałek wydruku z terminala i wyszedł. Na ulicy zwinął papier w rulon, wysypał biały proszek na kartę, którą wyciągnął z portfela, i wciągnął nosem. Chwilę wcześniej kupił proszek w „tajnym” sklepie z dopalaczami przy ul. Plebiscytowej 21. Tak naprawdę sklep tajny nie jest. Wiedzą o nim prawie wszyscy. Najwięcej mieszkańcy Plebiscytowej, którzy mają już dość ciągłych awantur, zaczepiania i strachu, że za chwilę stanie się coś naprawdę złego.

Daj dwa złote

Czasami zaczepiają przechodniów, bo chcą pieniędzy. “Daj dwa złote” – mówią i tłumaczą, że to na dopalacze. Chodzą po sklepach, przynoszą woreczki wypełnione drobnymi. Wymieniają je na banknoty po to, żeby wizyta w sklepie była szybka. Zdarzają się też groźniejsze sytuacje. – Ludzie pod wpływem narkotyków zachowują się bardzo dziwnie.  Są bardzo pobudzeni. Krzyczą, przeklinają i zachowują się agresywnie – wylicza jeden z mieszkańców ul. Plebiscytowej. Mniej więcej dwa tygodnie temu był świadkiem jak dwóch mężczyzn walczyło ze sobą rozbitymi butelkami. Żaden z mieszkańców w rozmowie z nami nie chce ujawniać swoich danych. Nie dzwonią nawet po policję. – Nie wzywałam. Często jestem sama, więc boję się. Przyjdzie ktoś z nożem i postraszy mnie czy okradnie – mówi kobieta, która pracuje w jednym z lokali usługowych w pobliżu sklepu z dopalaczami. 

„Zapach do odkurzacza”

Lokal nie ma szyldu, ani witryny. Są dwie kamery skierowane na wejście, dzwonek i podwójne drzwi. Już przy samym sklepie można znaleźć foliowe torebki po dopalaczach. Opakowania są różne. Granatowe, czarno-czerwone, czasami zdarzają się srebrne. Są na nich napisy, np. „zapach do odkurzacza”, „nie szkodzi zdrowiu”, „nie zażywać”.  Wystarczy stanąć na chwilę naprzeciwko lokalu przy ul. Plebiscytowej 21, żeby zobaczyć jak działa sklep z dopalaczami. Wszystko trwa maksymalnie 2 minuty. Przy kamienicy zatrzymuje się taksówka. Wysiada z niej mężczyzna w kapturze. Dzwoni dzwonkiem i drzwi od razu się otwierają. Po chwili wychodzi, szybko wsiada do tej samej taksówki i samochód odjeżdża. Największy ruch w sklepie jest rano, około godziny 9, i po południu, między 16 a 17. Jednak w ciągu dnia też przychodzą klienci. Stoją na rogach ulic, w klatkach i bramach. – Ci ludzie wręcz wbiegają do sklepu i szybko wychodzą. Mają przygotowane pieniądze. Po to tylko, żeby zdobyć ten towar – opisuje mieszkanka Plebiscytowej.

Dopalaczowy mściciel

Klienci czekają na moment, kiedy w pobliżu nie będzie policji ani straży miejskiej. Od niedawna patrole są tu prawie cały czas. Zostały skierowane po tym jak ktoś rozbił w sklepie szyby. Mieszkańcy nazywają go mścicielem. Dotarliśmy do osoby, która widziała co się stało. – W nocy przyszedł mężczyzna, roztrzaskał szyby kamieniami. Po czym właściciele dopalaczy wymienili te szyby na drugi dzień rano. On przyszedł koło 13, rozbił nową i drzwi wejściowe – mówi świadek. Kolejnego dnia “mściciel” miał wrócić i grozić podpaleniem sklepu. Mieszkańcy uważają, że to dlatego służby cały czas pilnują sklepu. Jak jednak mówi nam kom. Aneta Orman, oficer prasowy KMP w Katowicach, patrole mają zapobiec sprzedaży nielegalnych środków. Tylko tyle i aż tyle. Bez odpowiednich dokumentów i obecności pracowników sanepidu policja ze sklepem przy Plebiscytowej nie może zrobić właściwie nic. Handel trwa więc w najlepsze. Dotarliśmy do osoby, która kupowała tam dopalacze. Opowiada, że w środku czuć było czasami woń spalenizny. Potwierdza to Jolanta Kolanko, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach. – W tym piecu pali się ogień nawet w największy upał. Podejrzewamy, że spalane są tam nasze dowody rzeczowe, czyli dopalacze. W tym roku sanepid przeprowadził już 4 kontrole. Tylko podczas jednej udało się znaleźć jakiekolwiek produkty. Zostały zabrane do badań laboratoryjnych. Jak mówi Kolanko, wyniki mają być znane „w najbliższym czasie”.

Czy badania coś wykażą? To wcale pewnie nie jest, bo skład dopalaczy zmienia się znacznie szybciej niż przepisy, które określają  które substancje są nielegalne. Sklep działa więc nadal, a w okolicy panuje strach. – Oni chodzą naćpani. Starsi boją się wyjść do sklepu, a dzieci do szkoły – mówi jeden z mieszkańców. Rodzice boją się nawet posyłać dzieci na zakupy do sklepu spożywczego. – Koleżanka do mnie zadzwoniła i mówi: „Puszczam na dół do sklepu syna. Proszę cię bądź też w oknie, żebyś wiedziała czy dojdzie do tego sklepu” – opisuje osoba mieszkająca na ul. Plebiscytowej.

Mieszkańcy uważają, że służby są nieskuteczne, a patrole to tylko krótkotrwałe rozwiązanie. Dlatego postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Akcja „mściciela” jeszcze bardziej ich zmotywowała. – Dostaliśmy odwagi, żeby działać – mówi mieszkanka ul. Plebiscytowej. Podobnie jak 431 innych osób podpisała petycję do prezydenta Katowic Marcina Krupy. Została wysłana w ubiegły czwartek. – Zebranie tylu podpisów trwało zaledwie 3-4 dni. Akcję mamy zamiar prowadzić dalej i jak najbardziej ją nagłośnić – mówi pomysłodawca petycji.

„Panie Prezydencie, nie czujemy się bezpiecznie na własnej ulicy, na której codziennie są bijatyki i awantury, a w bramach umierają ludzie po zażyciu dopalaczy” – piszą mieszkańcy w petycji do władz miasta. Mieszkańcy proponują wywarcie nacisku na właściciela kamienicy, w której znajduje się sklep z dopalaczami oraz proszą o stałe patrole policji i straży miejskiej.

„Muszę zarabiać”

Rozmawialiśmy z właścicielem budynku, który wynajmuje lokal handlarzom dopalaczy. Mieszka w tej samej kamienicy. Podobno nawet sam zbiera rozrzucone na ul. Plebiscytowej opakowania po dopalaczach i nie cieszy się popularnością wśród mieszkańców. Na temat sklepu z dopalaczami mówi niechętnie. Uważa, że nie ma powodu, żeby zabierał w tej sprawie głos, bo to nie on handluje dopalaczami. Janusz Bogus zamierza wynajmować ten lokal tak długo, jak długo służby nie zakażą działania sklepu. Nie zamierza ponosić konsekwencji za to, że państwo i policja nie radzą sobie z problemem. Przyznaje, że liczy się dla niego zysk z wynajmu, bo „musi płacić podatki”.

Jest jednak szansa, że właściciel będzie musiał wypowiedzieć umowę sprzedawcom dopalaczy. Władze miasta mają pewien pomysł, który zresztą podsunął im m.in. komendant miejski policji. – Obecnie zbierana jest dokumentacja i prowadzona jest analiza prawna pod kątem ewentualnego wystąpienia do sądu o immisje. Jesteśmy zdeterminowani, by tego typu sklepy zniknęły z Katowic i zamierzamy skorzystać z wszelkich możliwych narzędzi w tym zakr​esie – informuje Ewa Biskupska, rzecznik prasowy UM Katowice.

Co to takiego immisja? Określa to art. 144 kodeksu cywilnego. Mówi on m.in., że „Właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych.” Stwierdzenie, jak wiele przepisów, bardzo ogólne. Trudno powiedzieć jak się do tego odniesie sąd, jeśli w ogóle będzie miał szanse się odnieść.

Mieszkańcy wierzą, że sklep z dopalaczami uda się jednak w końcu zamknąć. Ale wiedzą też, że jeśli sami nie będą walczyli, to nadal będą żyć w strachu. – Ta walka z dopalaczami trwa już 5 lat. Poruszyliśmy już dużo instytucji, ale widocznie nie mamy tyle siły. Stąd ta petycja. Próbujemy. Wszystko jest w rękach władzy – mówi kobieta, która pracuje i mieszka na ul. Plebiscytowej.

Tylko w tym roku katowicki sanepid odnotował 114 przypadków zatruć dopalaczami.


Tagi:

Komentarze

  1. xxxdopalaczka98xxx 3 sierpnia, 2017 at 9:17 am - Reply

    Ja tez kieDys przyjmowalam te substancje wlasnie z tego sklepu i wiem jak to wszYstko dziala. Malo co nie stracilam zycia przez to gowno ale ciesze sie ze wyszlam z tego calo i zdrowo

  2. xxxx 3 sierpnia, 2017 at 12:34 am - Reply

    Wlasciciel jest pewnie opłacony razy sto ten czynsz i pewnie tez na tym zarabia, albo jest tak zastraszony bo to juz mafia a nie jakieś pacholki. Świadkiem jestem jak policja i straż miejska pozwala tym cpuna wchodzić do tego sklepu patrole są nieskuteczne, po prostu się odwracają a oni wchodzą i kupują to juz idzie pewnie przez wysoko postawionych ludzi i dobrze oplaconych

  3. Gaba 1 sierpnia, 2017 at 12:40 pm - Reply

    Nieudolne prawo, policja i straż miejska. Jakie jest najlepsze rozwiązanie? Wymusić na właścicielu żeby nie wynajmował lokalu 😀 haha

  4. Obserwujący 31 lipca, 2017 at 8:20 pm - Reply

    Skoro redakcja interesuje się podejrzanymi miejscami, może warto przyjrzeć się również czarnym (dla odmiany) drzwiom na 3. Maja między Społem a kebabem Timgad. Chyba również sklep z dopalaczami – albo czymś cięższym.

  5. Myślący 31 lipca, 2017 at 2:54 pm - Reply

    Bezprawie i bandytyzm. 432 komunistów chce wbrew prawu zamknac legalnie dzialajacy sklep. Jak go zamkna, to pewnie gosc bedzie dalej sprzedawal tylko w jakiejs piwnicy czy melinie. Dlaczego to w ogole dziala? Bo jest popyt, ludzie chca kupowac nawet jak nir ma szyldu. Jedynym niefaszystowskim wyjsciem jest legalizacja narkotyków.

Dodaj komentarz

*
*