Reklama

Sprawa dziewczyn pociętych „tulipanem” pokazuje jak działa policja

Grzegorz Żądło
Policja chce i powinna być szanowana. Ci, którzy mają coś na sumieniu, powinni się jej obawiać. Za to ci, którzy zostali skrzywdzeni, mają prawo oczekiwać pomocy. To jednak tylko teoria. Przynajmniej w Katowicach, choć jak pokazują doniesienia medialne z całej Polski, w wielu innych miastach jest podobnie.

W sprawie dziewczyn pociętych rozbitą butelką zaniedbania policji są tak oczywiste, że dziwię się komendantowi miejskiemu, że jeszcze nie wysłał poszkodowanym kwiatów z przeprosinami i podziękowaniami za znalezienie sprawców. Ma za co przepraszać. Prześledźmy krok po kroku co się w tej sprawie działo i dlaczego policjanci nie zadziałali tak jak powinni.

W nocy z 31 marca na 1 kwietnia grupa młodych ludzi czekających na przystanku przy Supersamie na autobus do Sosnowca zostaje zaatakowana przez trzech mężczyzn. Jeden z nich w pewnym momencie rozbija trzymaną w ręce butelkę po piwie i uderza nią w twarz dwóch dziewczyn. Powoduje głębokie rany. Blizny zostaną do końca życia. Poszkodowani wzywają policję. Patrol przyjeżdża, rozpoczyna się tzw. penetracja terenu. W 9 przypadkach na 10 jest nieskuteczna. Tak też było tym razem. Dziewczyny lądują w szpitalu. Po zszyciu ran wychodzą do domu. Jest sobota. W poniedziałek jadą składać zeznania na komisariat VI przy ul. Stawowej. Miejsce jest ważne i jeszcze się w tej opowieści przewinie. Opowiadają policjantowi wszystko ze szczegółami, wracają do domu i czekają. Czekają na jakąkolwiek informację. Ale doczekać się nie mogą. Jedna z nich dzwoni na komisariat i pyta czy może dostać nagranie z monitoringu z pobliskiego kebaba. Policjant się zgadza. Dziewczyna przyjeżdża i zgrywa film. Dopytuje czy może go udostępnić w internecie. Słyszy, że to dobry pomysł. Czyli policjant wpuszcza na minę skrzywdzoną i zdeterminowaną 18-latkę, bo przecież wie, że bez zgody prokuratury nie można upubliczniać wizerunku, nawet sprawców przestępstw. Sam za to nie występuje o taką zgodę.

Sprawa leży na komisariacie na Stawowej i czeka zapewne na umorzenie. Przepisy są bowiem takie, że przez dwa miesiące policja może prowadzić postępowanie bez nadzoru prokuratury. Czyli prokuratura często nawet nie wie, że jakaś sprawa była, ale już jej nie ma, bo została umorzona. Tak byłoby również i w tym przypadku. Na szczęście dziewczyny zwróciły się do nas. W piątek 19 maja zaczęliśmy drążyć temat. W komendzie miejskiej nikt właściwie o sprawie nie słyszał. Wszystko zmieniło się kiedy w poniedziałek 22 maja opublikowaliśmy tekst z dramatyczną relacją pociętej w policzek Elwiry. W tym samym dniu komendant miejski zażądał do kontroli akt z komisariatu. Również tego samego dnia policja wystąpiła do prokuratury rejonowej o zgodę na upublicznienie nagrania z monitoringu kebaba. Tego samego, które od ponad tygodnia było już dostępne w sieci za sprawą poszkodowanych dziewczyn.

We wtorek o ataku „tulipanem” wie już cała Polska. Dziewczyny występują w kolejnych mediach, a sprawa błyskawicznie trafia do Prokuratury Okręgowej w Katowicach, Przedstawiciele katowickiej policji nieoficjalnie przyznają nam, że przyspieszenie ich działań (a właściwie jakiekolwiek działania) to efekt naszej publikacji.

Prokuratura nie zdąży wydać pozwolenia na udostępnienie nagrania ze sprawcą, bo ten wcześniej zostaje namierzony. Oczywiście dzięki okaleczonym dziewczynom, do których dociera inne nagranie. Poszukiwanego mężczyznę widać na nim bardzo wyraźnie. Policja dostaje wszystko na tacy: imię, nazwisko i adres. Okazuje się, że Sebastian K. od 7 maja siedzi w tymczasowym areszcie do innej sprawy. We wtorek zostaje dowieziony na okazanie do katowickiej komendy. Rozpoznają go zarówno poszkodowane dziewczyny, jak i dwóch świadków. Jest jednak problem, żeby przedstawić mu zarzuty. Wszystko dlatego, że w aktach dostarczonych przez policję prokuraturze znajduje się opinia, która, delikatnie mówiąc, jest do niczego. Jej dokładnej treści nie znamy, ale nieoficjalnie wiemy, że osoba wykonująca ją na zlecenie policji uznała obrażenia dziewczyn za niegroźne. Jak można było nie zauważyć rozoranego potłuczoną butelką policzka, na którym blizna zostanie do końca życia? Prokuratura bierze więc swoich biegłych, a ci nie mają wątpliwości, że obrażenia są poważne. Stąd zarzut usiłowania zabójstwa i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sebastian K. zarzuty dostaje w czwartek wieczorem i tego samego dnia zostaje tymczasowo aresztowany.

Szybko wpadają też dwaj jego koledzy, którzy bili towarzyszy okaleczonych dziewczyn. Najpierw 20-latek z Piekar Śląskich, a potem 26-latek z Siemianowic.

Od momentu ujawnienia przez nas sprawy, wszyscy sprawcy zostają zatrzymani w ciągu kilkudziesięciu godzin. Wcześniej przez ponad półtora miesiąca sprawa leży na zwykłym komisariacie i czeka na umorzenie. Katowicka policja próbuje się ratować przekonując, że cały czas trwały czynności operacyjne, ale trudno w to uwierzyć. Nasuwa się więc kilka pytań, na które odpowiedzieć powinien sobie przede wszystkim komendant miejski policji:

– dlaczego tak bulwersująca sprawa, z ofiarami, które odniosły tak poważne obrażenia, leży na zwykłym komisariacie i nikt się nią w KMP nie interesuje?

– dlaczego, mimo prowadzenia działań operacyjnych, które nie przyniosły żadnych rezultatów, policja nie wystąpiła do prokuratury o zgodę na ujawnienie nagrań z monitoringu?

– dlaczego przez półtora miesiąca nikt nie kontaktował się z pokrzywdzonymi dziewczynami, nie informował o działaniach policji, nie dopytywał o nic?

– dlaczego opinia biegłego, przygotowana na zlecenie policji, tak lekceważąco traktowała obrażenia dziewczyn?

Pytań moglibyśmy zadać jeszcze wiele. Już jednak z tych kilku policja może wyciągnąć wnioski. A gdyby pan komendant miejski mł. insp. Paweł Barski chciał na nie odpowiedzieć publicznie, chętnie udostępnimy łamy.


Tagi:

Komentarze

  1. Grzegorz 5 czerwca, 2017 at 12:33 pm - Reply

    Ja odnoszę wrażenie, że policja błyskawicznie działa w przypadku błahostek. Nie ma ich tam, gdzie być powinni. Mi dostał się mandat za to, że w niedzielę przed godziną 10 rano biegnąc do pracy przeszedłem parę metrów od przejścia dla pieszych. Pusta ulica, zero aut i ludzi a tu bach jest radiowóz i bohaterski patrol. A pewnie, gdyby w nocy ktoś na tej ulicy dźgałby mnie nożem bohaterski patrol by się nie zjawił.

Skomentuj Grzegorz Anuluj pisanie odpowiedzi

*
*