Reklama

Siłował się na rękę w barze, teraz z tego żyje

Mariusz Grochowski (z prawej) na podium podczas XXVII Mistrzostw Europy w Armwrestlingu w Katowicach

Szymon Kosek
Mariusza Grochowskiego sportem zaraził tata, który też lubił się siłować. Na szkolnych korytarzach pokonywał wszystkich kolegów. Dziś jest jedną z osób kierujących polską federacją armwrestlingową, ma na koncie mnóstwo osiągnięć w kraju i zagranicą. Na mistrzostwach Europy w Katowicach zdobył brązowy medal.

W szkole Mariusz Grochowski nie miał sobie równych. Był bardzo silny. Szybko jednak zrozumiał, że siła, to nie wszystko. – Siłowałem się z kolegą. Pokonałem go dwa razy, ale on nie chciał się z tym pogodzić. Za trzecim szarpnąłem i prawa ręka złamała mi się w stawie łokciowym. To była 7 albo 8 klasa szkoły podstawowej. Pamiętam, że niedziela, bo w poniedziałek nie poszedłem do szkoły – wspomina. Przez półtora miesiąca chodził w gipsie, przez półtora roku nie mógł wyprostować ręki. Szukał rehabilitacji. Udało się, wrócił do treningów.

Pierwsze zawody – w Rogoźniku, zorganizowane przez Hutę Katowice. Ma dopiero 17 lat, ale w trakcie turnieju szybko okazuje się, że jest jednym z kandydatów do podium. Zaciętej walki o pierwsze trzy miejsca nie udaje się rozstrzygnąć. – W końcu stanąłem na podium razem z dwoma innymi, bardzo potężnymi facetami – mówi.

Potem były knajpy w Sosnowcu, skąd pochodzi. Siłował się przy barowych stolikach o jedno, dwa piwa. Po jakimś czasie zaczęli przyjeżdżać ludzie z innych miast, którzy chcieli się z nim spróbować. Zawsze wygrywał. Więcej jednak o tym okresie mówić nie chce. – Teraz to poważna dyscyplina sportowa. Są zasady, działa polska federacja armwrestlingowa.

Mariusz Grochowski (z prawej) na podium podczas XXVII Mistrzostw Europy w Armwrestlingu w Katowicach.

Kiedy ma 18-19 lat zaczyna poznawać profesjonalistów. Jest zaskoczony, kiedy okazuje się, że podczas pojedynku można wykorzystać aż 50 technik.

Pierwsze oficjalne zawody, w których bierze udział, odbywają się w Hali Ludowej we Wrocławiu w 2002 roku. Zajmuje drugie miejsce. Równie ważny, ale z nieco innego powodu, jest turniej „Granice Mocy” w Jaworznie dwa lata później. Grochowski dostrzega po nim szansę na realizację swojego marzenia o klubie. Rozmawia z władzami Jaworzna, które w końcu udostępniają mu lokal. Początki nie są łatwe. Z rodzinnego Sosnowca musi dowozić autobusami ważący 40 kg stół do armwrestlingu. Robi się łatwiej, kiedy zdaje egzamin na prawo jazdy.

15 maja Tytan Jaworzno skończył 13 lat. – Mamy 170 zawodników z tytułami mistrza Polski, ponad 1100 medali na arenie ogólnopolskiej i międzynarodowej  – chwali swoich podopiecznych Mariusz Grochowski. Co roku organizuje mistrzostwa szkół Jaworzna, po których zawsze przychodzą nowi adepci armwrestlingu. Sam też odnosi sukcesy. Wziął udział w ponad 300 różnych turniejach, w Polsce i zagranicą, z których wygrał ok. 120. Na niedawnych mistrzostwach Europy w Katowicach zdobył w swojej kategorii brązowy medal, bo sędzia uznał, że zsunął rękę z podłokietnika, co oznacza faul. Nie była to do końca prawda, ale pogodził się z werdyktem. Jak mówi, w takich sytuacjach, lepiej nie wzbudzać chaosu. Wie o tym, bo sam jest sędzią w tej dyscyplinie.

W ubiegłym roku Grochowski stanął przed dylematem. 3-zmianowy system w Fabryce Łożysk Tocznych w Sosnowcu, gdzie pracuje, sprawia, że nie daje rady. Ma mało czasu, jest zmęczony, sytuacja robi się nerwowa. Zastanawia się, czy zrezygnować z pracy, czy ze sportu. Pomaga psycholog i wyjazd w Himalaje. Tam, u podnóża Mount Everestu, podejmuje decyzję. –Widzę, że w tej dyscyplinie jest jeszcze sporo do zrobienia. Chcę ją promować, sam też ciągle się rozwijam.  Wierzę w sukces. – mówi. Za kilka miesięcy jedzie na mistrzostwa świata w armwrestlingu do Budapesztu. Liczy na sukces


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*