Reklama

Rząd obiecał program dla Śląska, ale słowa nie dotrzymał

Grzegorz Żądło
Prawdopodobnie tylko najwięksi optymiści liczyli, że zapowiedź stworzenia specjalnego Programu dla Śląska zamieni się w konkretny dokument, z którego będzie wynikać coś konstruktywnego. Nie tylko się nie zamieniła, ale zupełnie się rozmyła. W Warszawie o programie nikt już nie pamięta, choć pewnie przed wyborami jeszcze nie raz ministrowie przyjadą na Śląsk na niby konsultacje.

„Program dla Śląska” to dokument, który powstał na przełomie stycznia i lutego. O tym co dokładnie zawierał, można przeczytać tutaj. W skrócie, samorządowcy kilku śląskich miast pod przewodnictwem marszałka Wojciecha Saługi stworzyli spis działań, które trzeba wdrożyć, żeby Śląsk nie pogrążył się w kryzysie. Chodziło m.in. o bezpłatne przekazywanie poprzemysłowych gruntów samorządom, dofinansowanie likwidacji szkód górniczych, zapewnienie pieniędzy na uzbrojenie terenów. W programie pojawił się też postulat czasowego zwiększenia udziału gmin górniczych w PIT oraz zmniejszenia akcyzy i VAT-u na węgiel. Do tego cały pakiet pomocowy dla zwalnianych górników i przedsiębiorców, którzy będą chcieli ich zatrudnić. Łącznie 37 punktów. Co z tego wszystkiego zostało? Właściwie nic.

Podczas niedawnego Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, przedstawiciele ministerstwa gospodarki zapowiedzieli, że mają już gotową receptę nie tylko dla Śląska. Zamiast pakietu dla jednego regionu, postanowili stworzyć „ustawę modernizacyjną”, którą będzie można zastosować dla każdego województwa. – Nie chcemy tej ustawy kierować wyłącznie na potrzeby Śląska. Musi to być uniwersalne narzędzie, na wypadek gdyby kryzys wybuchł w jakimś innym miejscu – mówi Ilona Antoniszyn-Klik, która w ministerstwie gospodarki odpowiadała za negocjacje z samorządowcami ze Śląska i Małopolski. Dodaje przy tym, że na razie na Śląsku kryzysu nie ma, bo przecież żadnych zwolnień grupowych nie było.

Jak to ma działać w praktyce, do końca nie wiadomo. Założenie jest takie, że w sytuacji kiedy jakiś region, a nawet powiat zostanie dotknięty poważnym problemem (np. duży zakład upadnie i zwolni kilka tysięcy ludzi) minister gospodarki i rząd będą mogli wykorzystać wspomnianą ustawę. Kluczowy ma być w takiej sytuacji tzw. operator regionalny, czyli spółka, która będzie miała pieniądze. Skąd? M.in. ze spółek skarbu państwa, NFOŚiGW oraz funduszy unijnych. – Operator regionalny będzie musiał stworzyć tereny pod nowe inwestycje, dobre warunki dla już istniejących firm. To nie będzie jedna spółka na danym terenie, to będzie raczej zbiorowa działalność samorządu i rządu – tłumaczy Antoniszyn-Klik. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ta koncepcja jest na razie bardzo niedookreślona. Podobnie jak to, kiedy w ogóle można mówić o kryzysie. Na to pytanie precyzyjnej odpowiedzi nie ma. Z jednej strony, powinno to być zapisane dosyć sztywno, z drugiej każda sytuacja jest inna. Jednym z kryteriów ma być stosunek liczby zwolnionych w jednym czasie pracowników do ogółu zatrudnionych w danym regionie. Pozostałe kryteria? Rząd milczy.

Na realizację ustawy modernizacyjnej ma zostać przeznaczonych nawet 13 mld zł, chociaż w zdecydowanej większości są to pieniądze, które już zostały zapisane w innych programach i ewentualnie zostaną tylko przesunięte. W sytuacji kryzysowej pierwszym krokiem ma być zagospodarowanie zwalnianych pracowników, kolejnym rozpoczęcie pracy operatora i ustalenie projektów priorytetowych.

Do połowy maja założenia ustawy mają zostać skonsultowane m.in. z samorządowcami ze Śląska i Małopolski. Dokument ma być gotowy jeszcze przed wakacjami.

Komentarz

Kiedy na Śląsku paliło się i waliło, rząd gasił pożar różnymi metodami. Jedną z nich była zapowiedź wypracowania wspólnie z samorządowcami rozwiązań, które pozwolą złagodzić ewentualne skutki zamykania kopalń i zwalniania pracowników. Marszałek poszedł po całości. 37 punktów „Programu dla Śląska” było niemożliwe do spełnienia. Zresztą, Wojciech Saługa przyznał, że bardziej chodziło o to, żeby zwrócić uwagę na problem, niż rzeczywiście aż tyle ugrać. Wygląda jednak na to, że Śląsk nie ugrał niczego. Z jednej strony można się oburzać, że Warszawa po raz kolejny pozbyła się problemu zupełnie go nie rozwiązując. Z drugiej, tak naprawdę w woj. śląskim rzeczywiście trudno mówić o jakimś nadzwyczajnym kryzysie. Jeśli nawet kilka kopalń zostanie zamkniętych, górnicy mają gwarancję pracy w innych albo przejście na pakiet osłonowy.

Biorąc to wszystko pod uwagę, mamy do czynienia z paradoksem. Nie ma kryzysu, nie ma pieniędzy. Pojawią się problemy, będą pieniądze. I tak źle, i tak niedobrze.

Zdjęcie: Ilona Antoniszyn-Klik, wiceminister gospodarki podczas konferencji prasowej. Źródło: biuro prasowe Europejskiego Kongresu Gospodarczego


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*