Reklama

Rozwój Katowice w I lidze. Co to oznacza?

Grzegorz Żądło
Ostatnia kolejka rozgrywek II ligi była taka jak cały sezon – pełna niespodzianek. Kiedy tuż przed godz. 18 sędziowie zakończyli wszystkie mecze, pierwszą trójkę tabeli otwierali MKS Kluczbork, Zagłębie Sosnowiec i Rozwój Katowice. W barażu o awans zagra Raków Częstochowa. Najbardziej rozczarował Energetyk ROW Rybnik, który przegrał u siebie z ostatnią drużyną w tabeli i spadł na piąte miejsce.

Awans Rozwoju wcale nie był pewien. W pierwszej połowie drużyna z Katowic nie wykorzystała rzutu karnego, a w drugiej, tuż po wyjściu na prowadzenie, straciła gola. Jednak w końcówce meczu w odstępie dwóch minut najpierw Robert Tkocz, a potem Tomasz Wróbel podwyższyli wynik na 3:1. O czym świadczy awans Rozwoju? Po raz kolejny okazało się, że na boisku nie grają miliony złotych, tylko ludzie. W Rozwoju nie ma wybitnych piłkarzy, ale nadrabiają walką i zaangażowaniem. Klub nie kupuje zawodników za duże pieniądze, bo go na to nie stać. Najczęściej bierze takich, którzy w wyższej lidze już się nagrali albo byli na nią za słabi. Reszta to głównie zawodnicy z „okolicy” i wychowankowie.

Przez lata klub utrzymywał się głównie z pieniędzy Katowickiego Holdingu Węglowego, ale w obliczu problemów całego górnictwa, dopływ gotówki z branży powoli się kończy. Wiedząc, że nie można liczyć na hojnych sponsorów, Rozwój od lat inwestował w szkolenie młodzieży. Obecnie w klubie jest 8 roczników trampkarzy i drużyna juniorów. Działa też szkółka piłkarska. Od czasu do czasu na boisku przy ul. Zgody pojawia się talent na miarę Arkadiusza Milika, którego można potem sprzedać za konkretne pieniądze. To się zresztą nie zmieni. Jak mówili działacze Rozwoju przed ostatnią kolejką, w przypadku awansu liczyliby na 1,5-2 mln zł z miasta. Resztę uzbierają od sponsorów i z transferów.

Awans Rozwoju pokazał jeszcze jedną ważną rzecz. Można odnieść sukces sportowy nie mając zbyt wielu kibiców. Teraz trzeba tylko mieć nadzieję, że meczami podopiecznych Marka Koniarka (jeśli nadal będzie trenerem) nie zainteresują się zbytnio kibice GKS-u Katowice (zwłaszcza pseudokibice). Wiele osób pamięta pewnie ich wizytę na stadionie przy ul. Zgody w maju 2007 roku, kiedy to urządzili sobie regularną bitwę z policją. Może i na meczach Rozwoju atmosfera jest piknikowa, ale ma to swój urok.

Jest jeszcze jeden ciekawy wątek związany z awansem Rozwoju. Od kilku tygodni w internecie można było przeczytać opinie ludzi kibicujących GKS-owi, którzy na potencjalną promocję lokalnego rywala patrzyli, delikatnie mówiąc, niechętnie. Nie brakuje bowiem głosów, że miasto jakoś będzie musiało zareagować na awans klubu do tej samej ligi, w której gra GKS. Mówiąc wprost chodzi o to, żeby pieniądze wydawane na piłkę nożną (konsumowane niemal w całości przez GKS) podzielić bardziej sprawiedliwie. Czytaj – zabrać trochę GKS-owi i dać więcej niż dotychczas Rozwojowi. Biorąc pod uwagę wyniki osiągane przez obydwa kluby, takie rozwiązanie byłoby całkiem zasadne. Jeśli oczywiście, miasto musi przeznaczać jakiekolwiek publiczne pieniądze na zawodowy sport.


Tagi:

Komentarze

  1. Stylishh 10 czerwca, 2015 at 9:24 pm - Reply

    Dwa luby w I lidze, teraz czas na Katowicki zespół w Ekstraklasie.

  2. KOSZUTKA.EU 7 czerwca, 2015 at 8:26 pm - Reply

    Na boisku najważniejsza jest motywacja. Wygląda na to, że Gieksa będzie się mogła od swojego biednego kuzyna dużo nauczyć.

Dodaj komentarz

*
*