Reklama

Mumio: nigdy nie zrobiliśmy czegoś tylko dla kasy [WYWIAD]

Dariusz Basiński, Tomasz Drozdek i Jacek Borusiński.

Katarzyna Głowacka
Mumio po latach wróciło na scenę. Spektakl „Welcome Home Boys” miał już premierę w Teatrze Śląskim, ale jesienią ma wrócić do Katowic. Dariusz Basiński, Jacek Borusiński i Tomasz Drozdek opowiadają co ich śmieszy, jakie jest poczucie humoru Polaków i dlaczego mają słabość do telefonów komórkowych.

Gdzie byliście, jak was nie było?

Dariusz: Mieliśmy bardzo dużo pracy, graliśmy w nowojorskim Carnegie Hall, w Metropolitan Opera, mieliśmy trasę po Stanach, po Australii i daliśmy szereg występów dla zwierząt w lasach Amazonii. Były występy dla tapirów i grzechotników.

Jacek: Poświęciliśmy się też zawodom-matkom, czyli temu, co robimy na co dzień. Darek zbiera sportowe okrzyki i je sprzedaje, a ja jestem rzeźbiarzem i rzeźbię w maśle, a moim ulubionym obiektem jest tworzenie haków holowniczych.

Chcieliście zwyczajnie odpocząć od aktorstwa?

Jacek: Braliśmy udział w różnych filmach, robiliśmy reklamy, Darek pisał książkę, graliśmy w naszych spektaklach. Może nie tak intensywnie, jak wcześniej, ale działaliśmy. No i tak to zleciało.

Darek: Rodziły nam się dzieci w różnych ilościach, zajmowaliśmy się nimi. No i przygotowywaliśmy najnowszy spektakl „Welcome Home Boys”.

Czyli to jest wasz wielki powrót?

Darek: My tak tego nie czujemy, bo to ani wielki, ani powrót. Zrobiliśmy spektakl fabularny i długo pracowaliśmy nad scenariuszem. Ale to rzecz, która cały czas się tworzy, bo mimo fabuły wiele w niej miejsca na improwizacje. W trasie jesiennej będzie to znów trochę inny spektakl, więc śmiało możemy zaprosić tych, którzy już go widzieli. Zrobiliśmy długie, solidne, a jednocześnie jak się okazało, naprawdę komiczne (choć nie tylko) przedstawienie. To było wystarczające zadanie na ostatnie trzy lata.

Czytając jeden z wywiadów znalazłam komentarz „Autorki”, że „gdyby miała ogromne pieniądze to by zatrudniła Pana Jacka do roli w filmie na podstawie jej książki „Fryzjerstwo z bliska”. Zagrałby Pan?

Jacek: Zgodziłbym się! Klimaty są mi bliskie i w salonie fryzjerskim na pewno bym się dobrze poczuł. Niewykluczone, że do tego kiedyś dojdzie. Iwo Zaniewski, z którym już współpracowaliśmy przy okazji reklam, napisał scenariusz do filmu, którego akcja miała mieć miejsce w baroku i miałem grac fryzjera właśnie. Widocznie ta rola jest mi pisana.

Jak to jest, że podczas spektakli cała sala potrafi ryczeć ze śmiechu, a wam nawet powieka nie zadrży?

Tomasz: Chłopaki, zanim mnie zatrudnili, to sprawdzili czy śmieszy mnie to, co robi Mumio. I okazało się, że mnie to zupełnie nie śmieszy, nie znam się na tym. I właśnie takiej osoby potrzebowali, która nic nie czai i będzie siedzieć z kamienną twarzą.

Dariusz: Tomek, wcale nie!

Tomasz: No, a tak naprawdę to jest dla mnie trudne, bo te występy są improwizowane i walczę z tym, żeby się nie roześmiać. Zwłaszcza jak pojawia się coś zupełnie nowego, czego jeszcze nie znam, to wtedy mam bardzo trudne zadanie.

Do jakiego stopnia spektakl jest improwizowany?

Dariusz: W tych momentach kiedy pozwala na to akcja na ekranie można improwizować. Często jednak jest mało czasu wtedy trzeba uważać, by nie przesadzić bo można nie zdążyć i postać z ekranu się odezwie. Bywają też momenty stopklatek i wtedy można szaleć.

Jacek: Wielu naszych widzów zwracało uwagę na to, że świat Mumio jest niezwykły, wolny, improwizowany. Chcieliśmy więc zachować równowagę pomiędzy wymogami fabuły, a wolnością improwizacji.

Dariusz: Pierwszy spektakl zagraliśmy prawie tysiąc razy  i dzięki improwizacji, w ogóle nam się nie nudził. Ciągle chętnie go gramy.

Jacek: Chodzi właśnie o ten kontakt z publicznością. Można próbować przypodobać się jej na siłę i popłynąć. Ale publiczność daje przede wszystkim napęd, nieodzowny w tej układance. Niektóre fragmenty powstały np. trzy lata temu. Znamy je tak dobrze, że już nas nie zadziwiają i straciliśmy poczucie tego czy to naprawdę jest śmieszne. Przypominamy sobie wtedy nasze pierwsze reakcje, żeby się upewnić, że to jest zabawne. W kontakcie z publicznością te numery znów zaczynają żyć i przychodzi pełna weryfikacja.

A co was rozśmiesza?

Dariusz: Mnie rozśmiesza Tomek, który po raz setny rozlewa kawę. Na setki różnych sposobów. To się powtarza. Ale uogólniając, rozśmieszają nas wpadki codzienne, żenujące historie, które po części też są bolesne. Taka śmieszność codzienna. Bardzo zabawne są też dzieci.

A czy Polacy mają poczucie humoru?

Dariusz: Polacy, wydaje się, mają mało dystansu do siebie, luzu, poczucia absurdu. Komuna ciągle odciska piętno. Mało kto lubi się się wychylać i to widać mocno np. w reklamie. Śmiertelnie poważne, nudne i nadęte reklamy w telewizji. Kreuje się pewien absmak, który przyzwyczaja ludzi do nijakości.

Jacek: Myślę, że stajemy się tym, czym jesteśmy karmieni. Ktoś zrobił badania, że takie absurdalne poczucie humoru w pewnym momencie podskoczyło, poszło w górę. A ja nie wierzyłem w to, że taki rodzaj poczucia humoru przetransplantowany do reklamy, gdzie cele są sprzedażowe, znajdzie swojego odbiorcę. A tu nagle się okazało, że z tym widzem nie jest tak źle, że te nasze filmiki stały się bardzo popularne.

Dariusz: Okazuje się, że widz nagle łapie poczucie humoru, które nie polega na kopaniu się po tyłkach i prześmiewczości.

Jacek: Zauważamy pewien rozjazd: albo rozdzieranie szat i patos, albo totalnie kasa, kasa. Nie ma złotego środka, w którym coś jest smaczne i  nie obraża gustów.

A jak jest dzisiaj z reklamą? Chyba trochę was brakuje na tym rynku.

Dariusz: Nie oglądam telewizji, ale teraz przy okazji Euro kilka razy się zdarzyło. Żadna z reklam, delikatnie mówiąc, nie przykuła mojej uwagi. Ale kiedyś wpadły mi w oko reklamy pewnej sieci sklepów sygnowanej płazem. Podobało mi się. Mnóstwo dobrych pomysłów na reklamę odpada przez tchórzostwo i zachowawczość zlecających firm. Wiem, bo mamy trochę znajomych w tej branży. Tworzy się sztuczne założenia, a tymczasem chodzi po prostu o to, żeby potencjalnemu nabywcy się spodobało i żeby utożsamił się z marką. Potem robi się dziwne badania, które mają merytorycznie ocenić przekaz. Tymczasem nie o merytorykę tu chodzi.

Jacek: Gdyby doszło do sytuacji, w której Mumio zostałoby poddane takim badaniom, to nie mielibyśmy żadnych szans. Dominuje kultura wyrównania, średniości, nie można się wybijać. Każdy się boi, ludzie w telewizji się boją, jest strach przed utratą pracy. Daje się średnie, żeby tylko jakoś przeżyć. A celując w średniość, poziom cały czas się obniża.

Macie słabość do telefonii komórkowej? Po przygodzie z Plusem, przyszła kolej na romans z Play.

Dariusz: Używamy telefonów i chętnie wzięliśmy udział w tych reklamach. Poza tym sam telefon i komunikacja jest rzeczą dobrą, praktyczną. Są jednak firmy czy produkty, z którymi się nie utożsamiamy. Zdarzyło nam się zrezygnować z kilku propozycji, bo nie były zgodne z naszymi przekonaniami, z naszym smakiem. Z telefonią czujemy się dobrze.

Były reklamy, były filmy, jest teatr. Co dalej ?

Dariusz: Mamy dużo planów. Magda Umer zaprosiła nas do projektu opartego na tekstach Jeremiego Przybory. Przymierzamy się też do nowego spektaklu. Będzie mniej rozbudowany scenograficznie i inscenizacyjnie niż ten obecny. Jacek chce nakręcić film. Ja kończę pisać kolejną książkę. Po wakacjach chcemy ruszyć też z pracą nad projektami muzycznymi, tutaj inspiracją jest też Tomek Drozdek. Mamy też przygotowaną specjalną interaktywną ofertę dla firm, które zechcą Mumio na imprezach zamkniętych. Jednak zastrzegamy – nie gramy do kotleta. Widownia zawsze musi być ustawiona jak teatrze. Może być po obiedzie, ale przed drinkiem. Nie chcemy kompromisów.

Jacek: Na razie.

Dariusz: No nie wiem, co będzie się działo, gdyby nasze rodziny zaczęły przymierać głodem. Wtedy będziemy się martwić.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*