Reklama

Koncert życzeń marszałka [komentarz]

Grzegorz Żądło
Gdyby rząd spełnił wszystkie oczekiwania, które marszałek i śląscy samorządowcy zawarli w „Programie dla Śląska”, województwo byłoby krainą miodem i mlekiem płynącą. Ale to niemożliwe. Po co więc wysuwać tak rozbudowane żądania i wzbudzać nadzieję wielu ludzi? Odpowiedzi jest kilka.

Po pierwsze, samorządowcy dowodzeni przez marszałka Wojciecha Saługę poczuli krew. Krew rządu, żeby było jasne. Po kompromitacji premier Ewy Kopacz i jej urzędników w sprawie restrukturyzacji Kompanii Węglowej, wielu ludzi zobaczyło jak słaby jest to rząd. Nie tylko tu na Śląsku, ale w całym kraju. Stąd protesty, które już trwają (np. górników i rolników) albo za chwilę się rozpoczną. Każdy liczy, że stawiając premier i ministrów pod ścianą uda mu się coś ugrać. Tak samo myślą prezydenci śląskich miast. Akurat oni mają do tego większe prawo niż inni. W końcu Ewa Kopacz zapowiedziała specjalny program dla Śląska, z którego chce zrobić przemysłowe serce Polski. Mówiła o programie, to go dostała. Prawie 40 mniej lub bardziej rozbudowanych punktów. W założeniu realizacja programu ma złagodzić skutki koniecznych zwolnień w górnictwie i branży okołogórniczej. Ale tak naprawdę to wielki koncert życzeń, który równie dobrze mogłoby wysunąć niemal każde województwo. Zresztą, jeśli chociaż część postulatów zostałaby zrealizowana, inne regiony pewnie też ustawią się w kolejce ze swoimi. W końcu wszędzie są jakieś branże, które trzeba zrestrukturyzować.

Po drugie, przygotowując program, marszałek wplótł w niego postulaty, które on i PO wysuwali w kampanii wyborczej. Tak jest choćby z dofinansowaniem remontów elewacji kamienic. Przed wyborami (i tuż po nich) Wojciech Saługa zapowiadał, że będzie chciał stworzyć specjalny fundusz, na który złożą się samorządy gminne, wojewódzki i osoby prywatne. Te ostatnie miałyby z niego korzystać odnawiając swoje nieruchomości. Wtedy nie było mowy o wkładzie finansowym państwa, teraz już jest.

Po trzecie, jesienią są wybory i każdy normalny polityk i samorządowiec wie, że to najlepszy czas, żeby coś ugrać. W końcu kolejne elekcje pokazują, że Śląsk nie jest już bastionem PO i partia musi się poważnie liczyć z przegraną w najbliższych wyborach parlamentarnych. Jak najlepiej poprawić nastroje wyborców? Pokazać, że Warszawa o Śląsku nie tylko ciepło myśli, ale też konkretnie mu pomaga. To może drogo kosztować, ale co tam, raz na cztery lata można. Poza tym rząd nie wyłoży ze swoich pieniędzy, tylko z naszych. A to zupełnie nie boli.

Wreszcie po czwarte, przygotowany przez śląskich samorządowców program jest tak bardzo rozbudowany, żeby można z niego było częściowo zrezygnować. Część postulatów jest bowiem kompletnie oderwana od rzeczywistości. Jeśli dojdzie do jakichś negocjacji, pewne jest, że wiele punktów wypadnie.

Co do samego programu, to moim zdaniem jest on w dużej części oderwany od rzeczywistości i czasów, w których żyjemy. Jeśli zawarte w nim postulaty zostałyby zrealizowane, górnicy nawet po odejściu z kopalni, nadal byliby najbardziej uprzywilejowaną grupą społeczną. Dłuższy czas wypłacania zasiłków, dopłaty do niższych pensji, szkolenia, doradztwo, dobre warunki zakładania firm i duże preferencje dla tych, którzy zatrudniają odchodzących z branży. Z jednego socjalistycznego środowiska, jakim są kopalnie, górnicy przeszliby do kolejnego, które tylko udawałoby wolny rynek. Nie widzę powodu, żeby inaczej traktować np. zwalnianych z pracy pracowników handlu czy usług oraz górników. Oczywiście, wszystkim warto pomóc się usamodzielnić, ale na podobnych zasadach. W innym przypadku, społeczeństwo nadal będzie miało poczucie niesprawiedliwości. Zresztą, zupełnie słusznie.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*