Reklama

Dwa dni z KZK GOP

Autobus KZK GOP
Grzegorz Żądło
Samochody mają to do siebie, że czasem się psują. A wtedy trzeba się przeprosić z autobusem i tramwajem. Pal licho, jeśli to Warszawa: metro, tramwaje co minutę, rozkłady autobusów dostosowane nawet do godzin przyjazdu tych spoza stolicy. Gorzej, jeśli to Katowice i KZK GOP.

Niestety ta instytucja, której nie tylko siedziba jest z betonu, organizatorem komunikacji jest tylko z nazwy. Ale po kolei. Najpierw plusy, a właściwie jeden duży, czyli stan autobusów. Miałem okazję jechać liniami 296 i  657. Obydwie obsługuje PKM Katowice i pewnie dlatego autobusy były nowe i czyste. Miejskie spółki mają najlepszy tabor, bo wygrywają przetargi na obsługę wielu linii, a wygrywają, bo wygrać muszą. Dzięki temu inwestują w autobusy, a mając najlepsze autobusy wygrywają przetargi i koło się zamyka. Drugim, mniejszym plusem jest to, że z mojego przystanku początkowego (Mikołowska AWF) w miarę szybko można odjechać w wiele stron. I z pozytywów to by było na tyle. Minusów jest więcej. Problemy zaczęły się już na etapie próby kupna biletu. Nie miałem drobnych, więc tradycyjny automat odpadał. U kierowcy nie chciałem przepłacać. Na szczęście, pomyślałem, jest nowoczesna szafa, która od jakiegoś czasu stoi na przystanku i czeka na wprowadzenie Śląskiej Karty Usług publicznych. Przyjmuje monety, banknoty i płatności kartą (żeby było jasne, na razie tylko płatniczą, nie ŚKUP). Przynajmniej w założeniu, bo tym razem banknotu nie przyjęła, a kartą, w tych okolicznościach, ryzykować nie chciałem. Ratunkiem był pobliski kiosk. Pośpiech był niewskazany, bo autobus kilka minut się spóźnił, co zresztą stało się świecką tradycją w mojej dwudniowej przygodzie z KZK GOP. Kiedy już upolowałem bilet za 3,20 zł (o cenach za chwilę), chciałem go jak Pan Bóg i przewodniczący Roman Urbańczyk przykazali, skasować. I tu pierwsza przeszkoda. Kasownik nie działał. Zastanawiałem się przez chwilę, czy w takim razie nie zrobić bojkotu i przejechać bez kasowania. Dobre wychowanie i poczucie obywatelskiego obowiązku jednak zwyciężyły, a druga maszynka zadziałała. Wydawało się, że dalej będzie już z górki i to nie tylko ze względu na ukształtowanie ulicy Mikołowskiej. Ale szybko pojawił się kolejny problem. Mimo, że w Katowicach korków tak naprawdę nie ma, to w autobusie można postać. Z tej prostej przyczyny, że jednocześnie na przystanek (np. na pl. Wolności) przyjeżdżają trzy autobusy. Siłą rzeczy jeden lub dwa muszą czekać, aż zwolni się miejsce w zatoczce. Nie wiem czy w KZK GOP tęgie głowy tak to sobie wymyśliły, czy też  zawsze któryś autobus nie jedzie zgodnie z rozkładem i stąd całe zamieszanie.

No i wreszcie rzecz najważniejsza, czyli cena. Za dojazd do i powrót z pracy zapłaciłem 6,4 zł. W dwie strony do pokonania miałem ok. 5,2 km. Biorąc pod uwagę, że mój samochód pali do 9 litrów benzyny na 100 km jazdy po mieście, taka trasa kosztuje mnie ok. 2,7 zł. Prawie 2,5 raza taniej ! Biorąc to wszystko pod uwagę, poprosiłem mojego mechanika, żeby się sprężył. Dwa dni z KZK GOP w zupełności mi wystarczą.

P.S. Oczywiście ktoś mógłby mi zarzucić, że jeśli cena jest dla mnie najważniejsza, powinienem kupić bilet miesięczny. W KZK GOP taki na jedno miasto kosztuje 126 zł. Dla porównania, za 30 dni jazdy po Warszawie trzeba zapłacić 110 zł, a z Kartą Warszawiaka tylko 98 zł. Tam na pewno korzystałbym z komunikacji miejskiej, nie tylko podczas napraw samochodu.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*