Reklama

Drzewa w mieście ludziom przeszkadzają [WYWIAD]

Grzegorz Żądło
O tym dlaczego ludzie chcą wycinać drzewa, jakie gatunki sadzi się w Katowicach, jakie zagrożenia czekają na miejskie drzewa, dlaczego nie powinno się grabić liści i dlaczego Katowice nie mają planu na zieleń rozmawiamy z Mieczysławem Wołoszem, dyrektorem Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach.

Grzegorz Żądło: Wszyscy w mieście chcą drzew, prawda?

Mieczysław Wołosz, dyrektor Zakładu Zieleni Miejskiej w Katowicach: Zdecydowanie więcej interwencji mamy w sprawie wycinki albo przynajmniej mocnej redukcji drzew, bo ludzie uważają, że drzewa im przeszkadzają, szkodzą i że te miejsca można wykorzystać na coś innego, najczęściej miejsce parkingowe. Takich interwencji w naszym zakładzie jest rocznie grupo ponad setka.

Jakie sa najczęstsze argumenty ludzi, którzy składają wnioski o wycinkę drzew?

Najczęściej podkreślają, że chodzi o bezpieczeństwo. Powołują się na to, że coraz częściej mamy silne wiatry, nawałnice i drzewa sa łamane, a to stanowi zagrożenie dla ich mienia i życia. Niewątpliwie, takie rzeczy się  zdarzają, ale są to wypadki losowe. Obserwuemy zmiany klimatyczne, ale czy jeśli wytniemy więcej drzew, to wiatry będą mniejsze? No nie. Ludzie często podchodzą z dużą obawą i strachem do drzew w mieście. W sprawie wycinki piszą do nas osoby prywatne, instytucje, nawet radni i rady jednostek pomocniczych. Dochodzi do sytuacji, że ludzie skarżą się na nas, że nic nie chcemy zrobić, że narażamy ich bezpieczeństwo, bo przecież te drzewa są potencjalnym zagrożeniem. Tyle że potencjalnie zagrożeniem może być niemal wszystko. Przecież w czasie wichury z dachu może spaść dachówka, linia energetyczna może się zerwać a samochód przewrócić.

Skoro ludzie uważają, że drzewa są tak dużym zagrożeniem, to pewnie ma to odzwierciedlenie w faktach. Jak dużo odszkodowań musicie wypłacać w związku z sytuacjami, w których drzewo wyrządziło komuś szkodę?

Sięgając do czasów nam najbliższych, to w ciągu ostatnich dwóch lat poważnych zdarzeń nie mieliśmy wcale. Owszem, zdarzyło się, że złamana gałąź uszkodziła karoserię samochodu albo szybę. Zdarza się, że spadający konar zniszczył komuś ogrodzenie. Jesteśmy od takich spraw ubezpieczeni.

Kilka lat temu była jedna sytuacja z drzewem rosnącym przy ul. Beskidzkiej w pasie drogowym. Złamało się i spadło na samochód. Nikomu nic się nie stało, ale zniszczenia samochodu były poważne. Takich zdarzeń nie da się jednak przewidzieć, bo nie wytniemy pasa szerokości 15 metrów, żeby w pobliżu drogi nie było żadnych drzew.

Czyli te obawy mieszkańców są mocno na wyrost?

Tak można powiedzieć. Co ważne, najczęściej jest tak, że łamią się drzewa, po których zupełnie nie widać, że mogą nie przetrzymać silnego wiatru. Nie są chore czy uszkodzone. Często to całkiem zdrowe drzewa.

Ludzie najczęściej powołują się na bezpieczieństwo, bo wtedy najłatwiej uzyskać zgodę na wycinkę?

Zagrożenie bezpieczeństwa to odczucie subiektywne, dlatego czasami trudno zweryfikować czy dane drzewo rzeczywiście jest dla kogoś zagrożeniem, czy też nie. Ja też nie powiem, że stanę obok każdego drzewa w Katowicach i powiem, że nic się z nim nie stanie. Takiej gwarancji nie dam. Pewnych rzeczy się nie przewidzi.

A nie jest tak, że jeśli organ wydający decyzję o pozwoleniu na wycinkę widzi zagrożenie bezpieczeństwa, to częściej przychyla się do takiego wniosku? Lepiej mieć przecież czyste sumienie

Nie ma reguły. W naszym przypadku pozwolenie na wycinkę wydaje albo urząd marszałkowski, albo sąsiednie gminy. Sytuacja wygląda tak, że najpierw nasi pracownicy jadą na miejsce i oceniają czy dane drzewo stanowi albo może stanowić jakiekolwiek zagrożenie. Jeżeli widzimy że nie, to w ogóle nie występujemy z wnioskiem o wycinkę. Kiedy widzimy jakieś zagrożenie, to składamy wniosek, również dla własnego bezpieczeństwa. Gdyby doszło do jakiegoś uszkodzenia, to ubezpieczyciel mógłby odmówić nam pokrycia szkody.

Skoro macie rocznie ponad sto zgłoszeń interwencyjnych w sprawie wycinki, to w ilu przypadkach występujęcie z wnioskiem o usunięcie drzew?

W około 60-70%. Z kolei organy wydające pozwolenia odrzucają maksymalnie kilkanaście procent wniosków.

Jakie są inne powody interwencji mieszkańców?

Kolejne powody możemy określić jako czystościowe. Bo liście lecą, a potem leżą na ziemi. Bo mają ciemno w mieszkaniach. Jest takie osiedle przy ul. Szczecińskiej i ul. Mikusińskiego na Józefowcu, które można określić mianem zielonego. Jest tam gęsto od drzew, ale są one w dobrym stanie fitosanitarnym. Natomiast ciągle dostajemy skargi, że ludzie mają ciemno, że pod domem leżą liście, że do mieszkań wchodzą robaki i jest wilgoć.

Dokładnie to samo usłyszałem od jednej pani z centrum Katowic, która wnioskowała o wycinkę pięknego klona. Że ma robaki w domu, że drzewo zasłania jej widok, a w kamienicy jest wilgoć. Ja mam drzewa pod samym oknem i żadnej z wymienionych uciążliwości nie odczuwam.

Drzewo to swego rodzaju ekosystem. Oczywiście bytują na nim różne żyjątka, ale raczej nie wchodzą do domów. Sporadycznie może się zdarzyć „wizyta” jakiegoś owada. Co do zacienienia, to każdy inaczej na to patrzy. Jedni są zadowoleni, że tuż za oknem mają zieleń, innym to przeszkadza.

Mieliśmy taki osobliwy przypadek, że pani prosiła o wycinkę wszystkich drzew w okolicy, bo denerwują jej chorego męża.

Ale że stoją, szumią czy jeszcze coś innego?

Tego pani  nie napisała, ale dołączyła dokumentację medyczną męża. Przekonywała, że drzewa powodują u niego depresję.

Zawsze myślałem, że to brak zieleni może powodowac depresję. Mówił pan o liściach, że to też jeden z powodów żądania wycinki drzew.

Ludzie często skarżą się, że liście leżą pod drzewami, gniją i robi się z nich mokra „breja”. I najlepiej, jakbyśmy zawsze i wszędzie grabili liście. Tak nie powinno się robić. Drzewa czerpią z gleby niezbędne do życia składniki. Potem produkują liście, które powinny się rozłożyć i trafić do gleby. I tak w kółko. Jeśli wygrabimy liście, to zabierzemy drzewom możliwość prawidłowego odżywiania się. Weźmy przykład lasu. Proszę pójść do lasu bukowego czy dębowego jesienią, a potem wiosną. Gruba warstwa liści jesienią i zimą się rozkłada. Oczywiście w mieście wygląda to trochę inaczej, bo liście zapychają kanalizację czy brudzą chodniki. Ale spotykam się z zarzutami, że w parku mamy niewygrabione liście.

Zapomniałbym o jeszcze jednym ważnym powodzie, który podnoszą mieszkańcy – alergia. Oczywiście najbardziej dostaje się topolom, które wiosną wytwarzają roznoszące się po mieście „puszki”, a one są przecież alergiczne. To jest całkowita nieprawda. To jakiś mit, który utarł się u nas, że to co fruwa w powietrzu, jest alergiczne. Nie jest. Alergiczne są pyłki, które wtwarzane są przez osobniki męskie topoli. Proszę mi pokazać w Katowicach takie drzewa, bo ja znam może dwa, trzy przykłady osobnika męskiego topoli.

A inne drzewa nie pylą?

Wszystkie gatunki pylą. Lipy, brzozy, olchy, klony, sosna. Czasami zastanawiamy się skąd wiosną na samochodach bierze sie taki żółty pył. To pyląca sosna, mimo że w okolicy nie ma drzew. Pyłki przenoszą się na wiele kilometrów, a około 70% lasów w Polsce jest sosnowych. To mamy je wszystkie wyciąć, bo przyczyniają się do alergii?

Patrząc na zdjęcia Katowic sprzed stu lat widać, że na wielu ulicach drzewa rosną po obu stronach, tworząc piękne aleje. Zastanawiam się czy wtedy duże drzewa nikomu nie przeszkadzały? Pewnie alergii było znacznie mniej, ale światła w domach też było mniej. Mimo to duże okazy rosną przy kamienicach.

Sam się nad tym zastanawiam. Wychodzi na to, że wtedy drzewa rzeczywiście nikomu nie przeszkadzały, a ludzie cieszyli się, że je mają. Teraz społeczeństwo jest bardziej roszczeniowe.

Czyli nie ma już szans na sadzenie dużych drzew np. w centrum Katowic?

Drzewa spełniają bardzo wazną rolę. Obniżają temperaturę w miejscu, w którym rosną, zatrzymują wilgoć. O walorach estetycznych nawet nie wspominam.

Był taki okres, że sadziło się drzewa, które były jak najmniej inwazyjne dla mieszkańców czy pasa drogowego. Zawsze jest rozbieżność pomiędzy „zieleniarzami” i drogowcami, którzy najchętniej w ogóle nie widzieliby drzew w pasach drogowych. Tłumaczą to m.in. infrastrukturą, która biegnie przy drogach. To prąd, gaz, kanalizacja czy teletechnika. Posadzenie drzewa w takim miejscu stanowi dzisiaj pewien problem. Dobrze pokazuje to uruchomiona przez miasto aplikacja wCOP drzewo. Złożonych zostało już kilkaset wniosków, a tak naprawdę w wielu przypadkach posadzenie drzewa jest niemożliwe. Są różne normy, które określają w jakiej odległości od instalacji można wsadzić drzewo. Miasta są naszpikowane infrastrukturą.

To ile miejsca powinno mieć duże drzewo, żeby mogło w mieście spokojnie rosnąć?

Są pewne zalecenia naukowców i urbanistów, które mówią, że drzewo, które dorasta do 5 metrów wysokości, powinno mieć 3,6-3,8 metrów sześciennych kubatury pod ziemią dostępnej tylko dla niego. Gdyby liczyć na metr głębokości, to wokół siebie powinno mieć 3,6 metra kwadratowego. Drzewa o wysokości od 5 do 8 metrów, powinny już mieć 4,6 metra sześciennego na rozwój korzeni. Im wyższe, tym tego miejsca potrzeba więcej.

To jakie drzewa teraz sadzicie?

Odchodzimy od niewielkich drzew kulistych. Była taka moda, ale już minęła. Wszędzie gdzie jest to możliwe sadzimy normalne drzewa o normalnych koronach, jak dęby, lipy czy klony. Oczywiście zwracamy uwagę, żeby zachowana była odpowiednia odległość od okien mieszkań.

Sa jakieś normy w tym zakresie?

Norm nie ma, ale są zalecenie. Drzewa, które dorastają do 5 metrów, powinny być posadzone przynajmniej 5 metrów od budynku. Im wyższe, tym powinno rosnąć dalej.

Gdyby się do tego stosować, to w strefie śródmiejskiej w rzadko którym miejscu można by coś posadzić?

To specyficzna sytuacja. W ścisłym centrum, zwłaszcza tak gdzie są drogi, chodniki i kamienice, można sadzić mniejsze drzewa o mniej rozłożystej koronie. Rozwiązaniem są też drzewa kolumnowe, które rosną na wysokość kilkunastu metrów, ale mają wąską koronę. Posadziliśmy ostatnio takie dęby na os. Tysiąclecia.

Do niedawna można byo zauważyć, że sadzone przez was drzewa to tzw. „witki”. Bardzo wąskie i niskie. Jakie obecnie sa standardy, jeśli chodzi o nowe nasadzenia?

Sadzimy drzewa o minimalnym obwodzie 12 cm na wysokości 1,3 metra. Jednak większość ma 14-16 cm obwodu i 2,5-3 metry wysokości. Trzeba jednak pamiętać, że im większe drzewo, tym trudniej adaptuje się do nowych warunków.

Ile kosztuje posadzenie jednego drzewa?

Od 250-300 zł wzwyż. Górna granica jest nieokreśloona, ale my zamykamy się w 600 zł.

Jak szybko rosną drzewa w miastach?

To zależy od gatunku. Np. 2,5-metrowy klon urośnie do 10 metrów w około 15 lat. W miarę szybko rośnie też brzoza. Dąb czy buk rosną wolniej.

Drzewa w mieście łatwo nie mają. Jakie są dla nich największe zagrożenia?

Spaliny i wyspy ciepła. Ciepło odbijane od asfaltu, chodnika czy budynku powoduje oparzenia na liściach. Kolejny problem to zasolenie. To efekt posypywania solą jezdni i chodników. Niech pan zwróci uwagę, że po ostatniej zimie, kiedy niemal nie było śniegu, do maja w pasach drogowych prawie nie było roślin.

Mimo tych przeciwności, kolejne drzewa są w mieście sadzone. Mam jednak wrażenie, że w Katowicach odbywa się to po partyzancku. Tu aplikacja wCOP drzewo, tu sto dębów na os. Tysiąclecia, a jeszcze indziej nasadzenia z budżetu obywatelskiego. Czy w mieście jest jakikolwiek plan na zieleń?

Nie ma opracowanego i przyjętego przez radnych czy władze miasta planu rozwoju zieleni. Niektóre miasta już taki dokument stworzyły. To m.in. Warszawa, Wrocław czy Kraków. W takich standardach określa się co można sadzić, gdzie, w jakich odległościach. Daje się wręcz zalecenia, że przy budowie nowej drogi na kilometrze ma zostać posadzonych ileś drzew o określonej wysokości i konkretnej odległości od krawędzi jezdni.

Nakłady na zieleń w calej inwestycji drogowej czy budowlanej to maksymalnie 5-7%. To nie jest dużo, ale oddziaływanie wizualne jest znacznie większe. Wytępowaliśmy o uwzględnienie w budżecie miasta pieniędzy na przygotowanie takiego dokumentu, ale na razie ich nie dostaliśmy. Cieszy mnie za to deklaracja prezydenta odnośnie odtwarzania drzew w centrum miasta. Mamy przeprowadzić rozeznanie w którym miejscu można posadzić drzewa, Pierwsze efekty już są. Posadziliśmy 12 robinii akacjowych na ul. Poniatowskiego. Tam kiedyś była aleja akacjowa.

W kolejce czekają następne ulice. Byłbym szczęśliwy, gdyby w 2019 roku udało nam się posadzić w takich miejscach (w których kiedyś rosły drzewa – przyp. red.) sto drzew.


Tagi:

Komentarze

  1. obywatel 2 lutego, 2019 at 8:50 am - Reply

    A gdzie słynna grusza z ulicy Poniatowskiego i Kościuszki.
    Wycięto i mamy łyse, bezbarwne skrzyżowanie.
    Co dano w zamian- NIC!
    Odremontowano i brak drzew i zieleni.

  2. maz 28 grudnia, 2018 at 11:34 am - Reply

    O drzewa trzeba dbac …a ludzi edukowac!!!

Dodaj komentarz

*
*