Reklama

Dariusz N. nie przyznaje się do zamordowania Dominika Koszowskiego. Dziś ruszył proces

Grzegorz Żądło
Rozpoczął się proces Dariusza N., który jest oskarżony o zamordowanie 21 sierpnia 2016 roku 19-letniego Dominika Koszowskiego. N. nie przyznaje się do winy. Sam za to oskarża policję, biegłych i media. W złożonych dzisiaj obszernych wyjaśnieniach zaprzeczył, że był na miejscu zbrodni. Powiedział też, że wyjechał z kraju po tym, jak zobaczył w telewizji swoje zdjęcie jako poszukiwanego przez policję. Uciekł, bo się bał.

Pierwsza rozprawa przed Sądem Okręgowym w Katowicach trwała około 4 godzin. Oskarżony złożył wyjaśnienia i odpowiadał na pytania sądu. Odmówił za to odpowiedzi na pytania prokuratora i pełnomocników oskarżycieli posiłkowych, którymi są matka i ojciec zamordowanego Dominika. Oni też dzisiaj zeznawali.

Dariusz N. ma 37 lat. Ma dwoje dzieci w wieku 5 i 7 lat. Jak mówił dzisiaj w sądzie, pozostaje w nieformalnym związku z kobietą. Na pytanie sądu z czego się utrzymuje, N. odpowiedział, że pracował w dwóch firmach i prowadził działalność gospodarczą. Ostatnio odprowadził 40 tys. zł podatku, ale nie pamięta ile zarabiał.

Prokurator oskarżył go o zamordowanie 21 sierpnia 2016 roku Dominika Koszowskiego i usiłowanie zabójstwa jego ojca. Jak referował prokurator Michał Binkiewicz, N zadał dwa ciosy nożem w wątrobę i serce Dominika Koszowskiego, czym spowodował krwotok i śmierć. – W tym samym miejscu i czasie, zadając ciosy nożem spowodował 4 rany nożem u Rafała K., powodując rozstrój zdrowia na okres do 7 dni – mówił prokurator. Akt oskarżenia został oparty na zeznaniach świadków, analizach teleinformatycznych, opinii biegłych i nagraniach monitoringu.

Dariusz N. nie przyznał się do winy i rozpoczął składanie wyjaśnień. Swoją linię obrony oparł na kwestionowaniu opinii biegłych oraz atakowaniu policji i mediów.

Mam billingi z akt sprawy, które pokazują rażące błędy. Moje wyjaśnienia znajdą uzasadnienie w materiałach sieci Play. Jestem z wykształcenia elektronikiem, dlatego odczytanie danych z billingów nie jest dla mnie problemem. Nie byłem tego dnia na meczu GKS-u. Nie byłem na meczu GKS, Górnika Zabrze i reprezentacji Polski od 2012 roku, bo wtedy zostałem zatrzymany w związku z bójką, a następnie został na mnie nałożony zakaz wyjazdowy, który trwa nadal. Nie starałem się nigdy o usunięcie wpisu z systemu. O tym, że nie byłem na tym meczu świadczą billingi z mojego telefonu – wyjaśniał N.

Oskarżony wspomniał o meczu Stomil Olsztyn-GKS Katowice, który odbył się 20 sierpnia. To właśnie po powrocie z niego grupa kiboli GKS-u biła się z grupą mężczyzn, w której był Dominik Koszowski i jego ojciec.

N. zeznał, że 19 sierpnia, a więc dwa dni przed śmiercią Dominika Koszowskiego, zameldował się w hotelu Kinga. Wymeldował się z niego przed południem dzień później. Całą noc imprezował i pił alkohol. Przekonywał, że 20 sierpnia nie poszedł na zbiórkę kibiców GKS-u i nie pojechał z nimi do Olsztyna. Przekonuje, że nie był nawet w okolicy dworca PKP. –  Logowałem się w tym czasie w innych miejscach w Katowicach. Ostatnie logowanie to os. Paderewskiego, ul. Krasińskiego.

Co robił w nocy z 20 na 21 sierpnia? – Z billingów wynika, że od 18 sierpnia właściwie nie spałem. Po takim czasie organizm musi się zregenerować, więc najpewniej poszedłem spać. Jak wynika z billingów, wstałem 21 sierpnia o godz. 8:19 i było to pierwsze logowanie mojego telefonu tego dnia. Nie jest prawdą, że mój telefon o godz. 5:15 zalogował się do przekaźnika przy ul. Mickiewicza. Nie jest też prawdą, że nadajnik obejmuje swym zasięgiem ul. 3 Maja. Uważam, że biegły sfabrykował ten dowód na potrzeby tezy prokuratora.

N. przekonywał, że 22 sierpnia, w więc dzień po zbrodni, jego telefon logował się do wielu miejsc na terenie Katowic i w sąsiednich miastach. O godz. 13:04 jego telefon logował się do przekaźnika w okolicach Rynku i w okolicach miejsca zdarzenia oraz w okolicy ul. Piotra Skargi. Biegłemu z zakresu teleinformatyki wytyka ogółem 68 błędów.

Zobaczyłem w telewizji swoje zdjęcie i się przestraszyłem

Przekonuje, że o tym co się stało dowiedział się dopiero 22 sierpnia, kiedy zobaczył w telewizji swoje zdjęcie jako poszukiwanego do tej sprawy.  – Tego samego dnia zostałem wytypowany przez policję bez innych wskazań na moją osobę. Po tych informacjach zwyczajnie się wystraszyłem. Wiem jak się odbywa praca policji, jak kogoś złapią i ile warte są warte wyjaśnienia w zestawieniu z zeznaniami policjantów.

N. podkreślał kilka razy, że od 2012 roku nie jeździł na mecze. Za to wcześniej był silnie związany ze środowiskiem GKS Katowice, jeździł na wyjazdy i sam je organizował, prowadził w centrum Katowic sklep z pamiątkami. – W 2012 roku został na mnie nałożony przez prokuratora zakaz kontaktowania się z kibicami, a w 2013 roku zakaz sądowy wyjazdów na mecze.

Tłumaczył, że nie zgłosił się na policję, bo się przestraszył. – Byłem bezsilny, nie mogłem przyjść i powiedzieć, że to nie ja, że jestem niewinny, bo automatycznie trafiłbym do aresztu.

Wyjechał więc z miasta, a właściwie został wywieziony, bo, jak przekonuje, był w tak złym stanie psychicznym, że sam nie był w stanie podejmować decyzji. Najpierw znajomy zawiózł go do lekarza psychiatry do Legnicy, ale odmówił hospitalizacji. Potem wyjechał z kraju. – Uciekłem zwyczajnie. Dwa dni po tym zdarzeniu zostałem okrzyknięty przez wszystkie media jako sprawca. Do dziś prasa przedstawia mnie jako zabójcę, a telewizja wmawia świadkom, że to ja.

W dalszych zeznaniach Dariusz N. kwestionował opinie biegłych. Przekonywał, że w śledztwie popełniono błędy nie tylko w analizie billingów, ale też w badaniach DNA. Sugerował, że został po prostu wytypowany jako sprawca. – Jeszcze przeciwko mnie jest moje nazwisko, bo skoro się tak nazywam, to musiałem użyć noża.

Mówi, że widoczna na nagraniach z monitoringu osoba zadaje ciosy nożem lewą ręką, a on jest praworęczny. Poza tym był w wojskach powietrzno-desantowych, w których przeszedł szkolenie z techniki posługiwania się nożem. – Mechanika zadawanych ciosów widoczna na nagraniu nie pokrywa się ze szkoleniem jakie przeszedłem. Ja zadaję ciosy prawą ręką z góry, z wykrokiem prawej nogi do przodu, aby skrócić dystans.

Pytany przez sąd czy zna zatrzymanych w sprawie bójki przed klubem Salome Daniela Dz., Marcina W. i Damiana Ż. potwierdził. To byli lub obecni członkowie bojówki GKS Katowice. N. przekonywał, że od czasu kiedy nie chodził na mecze, spotykał się z nimi na stopie towarzyskiej, na siłowni, w restauracji czy na dyskotece. Potwierdził, że rozpoznał na stopklatkach z monitoringu wymienionych mężczyzn.

Sędzi Justyna Kowalska dopytywała czy oskarżony znał Dominika Koszowskiego i jego ojca. N. odpowiedział, że nigdy nie widział Dominika. Za to zeznał, że w 2008 lub 2009 roku raz spotkał się z jego ojcem w centrum Szopienic. Miał o to poprosić ich wspólny znajomy. Co ciekawe, zeznający niedługo potem ojciec Dominika tego nie potwierdzi.

N. ujawnił, że kilka miesięcy przed bójką, w której zginął 19-latek, zaczął zażywać leki psychotyczne, a pierwszy raz w poradni zdrowia psychicznego był w 2014 roku.

Po tym jak wyjechał z Polski, najpierw trafił do Holandii. Później był w Irlandii i Wielkiej Brytanii. – Napisałem w tamtym czasie wniosek do sądu okręgowego, że chcę się zgłosić i wyjaśnić to zdarzenie. Tylko że wniosek wysłałem jeszcze z Polski i został odrzucony z tego powodu. Potem jeszcze dwukrotnie moi obrońcy składali takie wnioski. Potem przeniosłem się do Francji, a następnie do Hiszpanii, gdzie zatrudniłem się w firmie.

Sędzia zapytała skąd miał pieniądze na utrzymanie za granicą. – Miałem je ze swojej działalności gospodarczej. Miałem też wypłacone ubezpieczenie za włamanie do mojego magazynu. To była kwota około 300 tys. zł. Miałem środki ze sprzedaży domu w Dąbrowie Górniczej w roku 2015 za 570 tys. Część środków zostawiłem, żeby zabezpieczyć rodzinę.
Początkowo posługiwał się prawdziwymi dokumentami, ale z czasem kupił fałszywe. Przekonywał, że nigdy nie próbował zmienić swojego wyglądu.

W Hiszpanii został zidentyfikowany po tatuażu na prawym ramieniu, na którym widnieje wizerunek orła i napis GKS Katowice.

Matka Dominika: Zadzwonił Rafał i powiedział, że zabili nam dziecko

W czasie pierwszej rozprawy zeznawała też matka Dominika. Mówiła, że miała dobry kontakt z synem. Zwierzał jej się. Feralnego dnia byli na działce ze znajomymi. Po powrocie do domu syn powiedział, że idzie na piwo. – Pamiętam jak wychodził, mówiłam mu, żeby uważał na siebie. Nie wiedziałam, że z synem ma być jego ojciec. Maż wyszedł z domu wcześniej (w rzeczywistości rodzice Dominika nie są formalnie małżeństwem – przyp. aut.).

Przez cały wieczór i noc Dominik nie kontaktował się z matką. Dopiero o godz. 7 rano zadzwonił do niej konkubent. – Zadzwonił Rafał i powiedział, że zabili nam dziecko. Pojechałam wtedy do szpitala w Ochojcu. Na miejscu była policja, ale z nimi nie rozmawiałam. Mąż siedział przed szpitalem. Widziałam syna w szpitalu. Próbowałam porozmawiać z mężem, ale nie za bardzo się dało. Długi czas upłynął do momentu, gdy mogliśmy o tym porozmawiać. Mąż nie opowiadał mi o szczegółach. Nigdy w życiu nie poradzimy sobie z tym co nas spotkało.

Szliśmy z synem. On zrobił parę kroków i upadł

Jak zeznał ojciec Dominika. wieczorem 20 sierpnia spotkał się z synem i jego znajomymi w centrum Katowic. Poszli do mieszczącego się przy ul. 3 Maja klubu Salome. Zostali tam aż do zamknięcia lokalu, czyli godzin porannych. Pili mocny alkohol. Byli pijani. – Wyszliśmy z klubu wszyscy razem, a potem się rozdzieliliśmy. Szliśmy kawałek. Mijaliśmy jakieś osoby. Jakieś rozmowy były. Dochodziłem do tej grupy. To zaczęło się nagle. Biłem się. Czułem, że bronię siebie i syna. Na pewno walczyłem z dwoma osobami. Nie potrafię ich rozpoznać. Nagle wszystko się przerwało. Kojarzę, że odwróciliśmy się z synem, on zrobił parę kroków i upadł. Gdy syn upadł, widziałem krew. Zacząłem go ratować. Była jakaś kobieta, potem znalazł się funkcjonariusz policji. Ludzie biegali, krzyczeli, wołali pomocy.

Do szpitala pojechał z policją. Syn pojechał karetką. Był ranny w okolicy brzucha i na plecach w okolicy lędźwi. Nie leczył urazów, same się zagoiły. Zaprzeczył, że wcześniej poznał Dariusz N. –  Nie znam oskarżonego. Nie załatwiałem z nim żadnych interesów.

Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na 15 marca. Oskarżonemu Dariuszowi N. grozi dożywocie.


Tagi:

Dodaj komentarz

*
*